piątek, 18 maja 2012

Rozdział I

-Wróciłam! – krzyknęłam w głąb domu niezbyt przyjaznym tonem, ponieważ wczoraj wieczorem bardzo pokłóciłam się z rodzicami o moje kieszonkowe.
Ściągnęłam buty i ruszyłam przed siebie, a gdy już stawiałam stopę na schody dotarło do mnie to, co dopiero usłyszałam. Cofnęłam się gwałtownie do kuchni i oparłam się o framugę. Spojrzałam z niedowierzaniem na rodziców, którzy ucichli kiedy tylko mnie usłyszeli.
- Słucham? Ja rozumiem, że ostatnio wyostrzył się wam żart.Najpierw sprzedajecie najlepszy obraz w naszym domu, potem zwalniacie Jacqueline*, następnego dnia obniżacie moje kieszonkowe z 80€ na jakieś nic nieznaczące 15€, a teraz rozmawiacie o sprzedaży naszego domu. Prima aprilis jest dopiero za pół miesiąca!
Przez chwilę sądziłam, że mama wybuchnie płaczem, a tato złością. Jednak nie doczekałam się z ich strony żadnej reakcji. Siedzieli i patrzyli na mnie jakby zobaczyli ducha, zjawę czy coś równie nieprawdopodobnego. Nie wiem ile czasu minęło zanim tato się odezwał, ale powiedział coś tak żałosnego, że aż wybuchłam śmiechem.
- Wyprowadzamy się do rodzinnego miasteczka mamy Sant Louis.Nasza firma zbankrutowała i nie stać nas już na nic w tym mieście. Nie mamy pieniędzy nawet na jedzenie, dlatego musieliśmy zrezygnować tak momentalnie ze wszelkich dodatkowych usług, sprzedaliśmy kilka drogocennych rzeczy z domu,choć ty zauważyłaś tylko ten jeden obraz. Przykro mi córeczko, ale masz tydzień na pożegnanie się z tym życiem.
Początkowo na serio myślałam, że żartuje. Byłam w stanie uwierzyć, że chcą się zemścić tym w wszystkim za to, że ostatnio zupełnie zniszczyłam ich reputację na jakimś przyjęciu jakiejś ważnej osobistości w jakimś ważnym hotelu na jakiejś ważnej ulicy. No cóż, nie moja wina, że spotkałam się z dziewczyną, której nie widziałam od ponad roku i musiałyśmy wiele nadrobić ,a  to że jej lepiej się rozmawia po alkoholu to… A zresztą. Nie o tym mowa. Naprawdę, przez kilka minut czekałam, aż któreś z nich powie „To tylko taki żart, nie sprzedaliśmy nic, a nasza firma wznosi się nadal coraz wyżej”. Jednak nic takiego się nie stało, a mój uśmiech powoli robił się coraz bardziej wymuszony.
- Wy nie żartujecie, prawda? – ponieważ oboje milczeli,uznałam to za potwierdzenie – Przecież to nie możliwe. Jak sprzedacie dom i wasze samochody to przecież dostaniecie kupę kasy. Poza tym na pewno macie mnóstwo kont oszczędnościowych i wszystkiego! Nie możecie tak o zrezygnować. Na pewno starczy nam na wynajęcie jakiegoś mieszkania w Paryżu.
- Kochanie… - mama miała zupełnie załamany głoś. Dopiero teraz dotarło do mnie, że od kilku tygodni była jakaś podenerwowana. A ja,idiotka, nawet tego nie zauważyłam. Miałam ochotę uderzyć się w głowę czymkolwiek, byleby mocno. – Nic się nie da zrobić. To się stało 3 tygodnie temu. Nasi pracownicy dali nam miesiąc na uporządkowanie spraw, załatwienie pieniędzy i wszystkiego. Mamy do spłacenia mnóstwo kredytów, wypłat za poprzedni miesiąc. Przecież wiesz jak potężna była nasza firma.
- Dlaczego mówicie w czasie przeszłym? Wszystko da się naprawić. Spłacicie wszystko, weźmiecie jeszcze jeden kredyt i będzie dobrze. Aja już myślałam, że wy to tak na serio.
Znów się zaśmiałam, ale tym razem już wiedziałam, że to niema sensu. Najlepszym wyjściem dla mnie byłoby pójście do pokoju, spakowanie się, przypomnienie sobie jak nazywają się dziadkowie i pożegnanie się z moim kochanym miastem,  z Emanuelem i ze wszystkimi przyjaciółmi. Rodzice chyba zauważyli, że powoli dociera do mnie nasza beznadziejna sytuacja, bo już nikt nic nie odpowiedział, a ja wstałam i poszłam do pokoju.  Zamknęłam drzwi,położyłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Tak po prostu. To było dziwne uczucie. Nie mogłam nad tym zapanować. Został mi ostatnio tydzień życia, apotem wyprowadzam się na jakąś wieś czy co to jest, to jakiś wieśniaków, którzy pewnie nawet nie wiedzą co to Prada. Miałam wszystkiego dość i czułam, jakby mój świat się zawalił. Miałam wszystko, a zostało mi nic.

*Jacqueline była sprzątaczką w domu państwa Bernier

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz