-Wróciłam! – krzyknęłam w głąb domu niezbyt
przyjaznym tonem, ponieważ wczoraj wieczorem bardzo pokłóciłam się z
rodzicami o moje kieszonkowe.
Ściągnęłam buty i
ruszyłam przed siebie, a gdy już stawiałam stopę na schody dotarło do
mnie to, co dopiero usłyszałam. Cofnęłam się gwałtownie do kuchni i
oparłam się o framugę. Spojrzałam z niedowierzaniem na rodziców, którzy
ucichli kiedy tylko mnie usłyszeli.
- Słucham?
Ja rozumiem, że ostatnio wyostrzył się wam żart.Najpierw sprzedajecie
najlepszy obraz w naszym domu, potem zwalniacie Jacqueline*, następnego
dnia obniżacie moje kieszonkowe z 80€ na jakieś nic nieznaczące 15€, a
teraz rozmawiacie o sprzedaży naszego domu. Prima aprilis jest dopiero
za pół miesiąca!
Przez chwilę sądziłam, że mama
wybuchnie płaczem, a tato złością. Jednak nie doczekałam się z ich
strony żadnej reakcji. Siedzieli i patrzyli na mnie jakby zobaczyli
ducha, zjawę czy coś równie nieprawdopodobnego. Nie wiem ile czasu
minęło zanim tato się odezwał, ale powiedział coś tak żałosnego, że aż
wybuchłam śmiechem.
- Wyprowadzamy się do
rodzinnego miasteczka mamy Sant Louis.Nasza firma zbankrutowała i nie
stać nas już na nic w tym mieście. Nie mamy pieniędzy nawet na jedzenie,
dlatego musieliśmy zrezygnować tak momentalnie ze wszelkich dodatkowych
usług, sprzedaliśmy kilka drogocennych rzeczy z domu,choć ty zauważyłaś
tylko ten jeden obraz. Przykro mi córeczko, ale masz tydzień na
pożegnanie się z tym życiem.
Początkowo na serio
myślałam, że żartuje. Byłam w stanie uwierzyć, że chcą się zemścić tym w
wszystkim za to, że ostatnio zupełnie zniszczyłam ich reputację na
jakimś przyjęciu jakiejś ważnej osobistości w jakimś ważnym hotelu na
jakiejś ważnej ulicy. No cóż, nie moja wina, że spotkałam się z
dziewczyną, której nie widziałam od ponad roku i musiałyśmy wiele
nadrobić ,a to że jej lepiej się
rozmawia po alkoholu to… A zresztą. Nie o tym mowa. Naprawdę, przez
kilka minut czekałam, aż któreś z nich powie „To tylko taki żart, nie
sprzedaliśmy nic, a nasza firma wznosi się nadal coraz wyżej”. Jednak
nic takiego się nie stało, a mój uśmiech powoli robił się coraz bardziej
wymuszony.
- Wy nie żartujecie, prawda? –
ponieważ oboje milczeli,uznałam to za potwierdzenie – Przecież to nie
możliwe. Jak sprzedacie dom i wasze samochody to przecież dostaniecie
kupę kasy. Poza tym na pewno macie mnóstwo kont oszczędnościowych i
wszystkiego! Nie możecie tak o zrezygnować. Na pewno starczy nam na
wynajęcie jakiegoś mieszkania w Paryżu.
-
Kochanie… - mama miała zupełnie załamany głoś. Dopiero teraz dotarło do
mnie, że od kilku tygodni była jakaś podenerwowana. A ja,idiotka, nawet
tego nie zauważyłam. Miałam ochotę uderzyć się w głowę czymkolwiek,
byleby mocno. – Nic się nie da zrobić. To się stało 3 tygodnie temu.
Nasi pracownicy dali nam miesiąc na uporządkowanie spraw, załatwienie
pieniędzy i wszystkiego. Mamy do spłacenia mnóstwo kredytów, wypłat za
poprzedni miesiąc. Przecież wiesz jak potężna była nasza firma.
-
Dlaczego mówicie w czasie przeszłym? Wszystko da się naprawić.
Spłacicie wszystko, weźmiecie jeszcze jeden kredyt i będzie dobrze. Aja
już myślałam, że wy to tak na serio.
Znów
się zaśmiałam, ale tym razem już wiedziałam, że to niema sensu.
Najlepszym wyjściem dla mnie byłoby pójście do pokoju, spakowanie się,
przypomnienie sobie jak nazywają się dziadkowie i pożegnanie się z moim
kochanym miastem, z Emanuelem i
ze wszystkimi przyjaciółmi. Rodzice chyba zauważyli, że powoli dociera
do mnie nasza beznadziejna sytuacja, bo już nikt nic nie odpowiedział, a
ja wstałam i poszłam do pokoju. Zamknęłam
drzwi,położyłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Tak po prostu. To było
dziwne uczucie. Nie mogłam nad tym zapanować. Został mi ostatnio tydzień
życia, apotem wyprowadzam się na jakąś wieś czy co to jest, to jakiś
wieśniaków, którzy pewnie nawet nie wiedzą co to Prada. Miałam
wszystkiego dość i czułam, jakby mój świat się zawalił. Miałam wszystko,
a zostało mi nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz