Sobota, piękny słoneczny poranek – tak bardzo wyczekiwany przez
Juliette. Był to jej najgorszy tydzień w życiu. Nie znalazła żadnej
koleżanki(oczywiście nie licząc Doris, która sprawiała, że Juliette
czuła się jak zupełny wieśniak – co było dość dziwne), Jacob ciągle na
nią patrzył, ale udawał że tego nie robi. W dodatku musiała chodzić w
jakiś okropnych ciuchach, które załatwiła jej babcia, ponieważ Juliette
wstydziła się przyznać rodzicom do wydarzenia w pierwszym dniu szkoły.
Wstała, przeciągnęła się i jak każdego dnia spojrzała na telefon. Jednak
tym razem nie rzuciła go z nerwami na łóżko. Nie miała powodu. Na
ekranie wyświetlała się jedna wiadomość. Dziewczyna z radością ją
otworzyła i, równie szybko jak się ucieszyła, zmarkotniała.
„Hej
Jul, co tam? Jak Twoja wieś? Są tam jacyś przystojniacy? Na Emanuela się
wszystkie rzuciły jak wyjechałaś, ale ja zwyciężyłam. Od dawna coś
między nami było. Dołączam zdjęcie. Buziaczki, Twoja Cor.”
Juliette
spojrzała na zdjęcie i w jej oczach pojawiły się łzy. Poczuła okropny
ból w klatce piersiowej i poczuła(jak większość nastolatek, które
zostają zranione przez chłopaka), że chce umrzeć. Ona go kochała, a on
ją miał przez cały ten czas gdzieś. Oszukiwał ją nawet, gdy planowali
wspólną przyszłość. Mieli mieć śliczną córeczkę, która miałaby wszystko,
czego by tylko zapragnęła. Mieli pojechać w podróż dookoła świata.
Zamierzali wybudować ogromny dom, z basenem w ogródku. I żyć długo i
szczęśliwie. A on tydzień po jej wyjeździe zaczął chodzić z jej
przyjaciółką! Juliette uśmiechnęła się przez łzy. Nie wiedziała czy to
miejsce ją tak zmieniło, czy wreszcie przejrzała na oczy, ale
zrozumiała, że to nie była przyjaźń. Ich znajomość opierała się na
wspólnych zakupach, plotkowaniu oraz zabieraniu sobie chłopaków, ale to
nigdy tak nie bolało! Dziewczyna położyła się i wlączyła sobie ich
wspólne zdjęcia.
Ona i on w parku.
Ona i on pod wieżą Eifflą.
Ona i on w restauracji.
Emanuel
był ideałem większości dziewczyn. Wysoki brunet z błękitnymi oczami, o
ciemnej karnacji. Umięśniony – jednak nie za bardzo. Dołeczki w
policzkach. Ubrany gustownie – nie jak baba, ale również nie jak dres.
Juliette wytarła łzy.
- Nie tylko Ty jesteś w stanie ułożyć sobie
życie beze mnie, frajerze – szepnęła pod nosem, wstała i wzięła głęboki
oddech. Podeszła do lusterka, uśmiechnęła się i podniosła wyżej głowę. –
Jesteś wspaniałą dziewczyną i nie możesz się załamywać!
- Babciu, dlaczego mama wyjechała stąd? – zapytała Juliette.
Dziewczyna
była z babcią na spacerze. Kobieta postanowiła, że nie może patrzeć jak
jej wnuczka marnuje się w domu przed komputerem i telewizorem, więc
zabrała ją na rozeznanie w okolicy. Mimo tego, że widziały się tylko raz
– kiedy Juliette była mała, przez kilka minut – rozmawiało im się
bardzo dobrze. Dziewczyna się przy babci swobodnie, jakby kobieta była
jej koleżanką. Opowiedziała jej o Cornelii, Emanuelu, Jacoba(gdy mówiła o
nim, babcia miała dziwnie ściągnięte brwi), wyznała jej, że wstydzi się
Doris. Babcia zawsze ją wysłuchała, jednak nigdy nie komentowała. To
było niezwykłe, ale podobało się Juliette.
- Mama Ci nigdy o tym nie opowiadała?
-
Nigdy nie rozmawialiśmy w domu ani o Tobie, ani o dziadku. Kiedyś tato
poruszył ten temat, ale mama tak się zdenerwowała, że nikt więcej się
nie odzywał. A ja mam czasem wrażenie, że niektórzy patrzą na mnie tak,
jakby wiedzieli czemu mama wyjechała.
- Niestety skarbie, ale to nie
ja jestem tą osobą, która powinna Ci o tym powiedzieć – zaśmiała się
pani Rose. – Ale wiesz co? W jednym masz rację. Myślę, że w tym
miasteczku jest wiele osób, które wiedzą o Tobie więcej niż ty sama.
Juliette
nie dyskutowała. Wiedziała, że jeśli babcia mówi „Nie”, to oznacza
„Nie”. Zauważyła jednak pewną rzecz. DO tej pory irytowało ją, gdy ktoś
mówił o Sant Louis „miasteczko”. Dla niej to była wieś. Jednak teraz, w
ustach babci, zabrzmiało to zupełnie inaczej. Przyjemnie.
- Babciu, są tutaj jakieś sklepy z ciuchami?
-
Oczywiście, że są. Wiadomo, nie te co w Paryżu i na pewno nie
znajdziesz tutaj ciuchów od Gucci’ego*. Jednak zawsze można coś kupić.
- A czy w okolicy jest jakaś większa galeria?
-
Hm. Nie wydaje mi się – odpowiedziała babcia i uśmiechnęła się. – Nawet
gdyby była… Nie wydaje mi się żeby rodzice pozwolili Ci tam kupić
ciuchy.
Juliette spuściła głowę i zamyśliła się. Pozwolić, to by
pozwolili, ale nie miałaby ich za co kupić. Nigdy nie będzie już tak jak
wcześniej. Skończyły się częste i duże zakupy, ale to już jej nie
martwiło tak jak tydzień temu. Przez ten krótki pobyt tutaj zauważyła,
że Ci ludzie są szczęśliwy bez takiej ilości pieniędzy, bez firmowych
ciuchów i najnowszych samochodów. Z zadumy wyrwał ją dzwonek telefonu
babci. Kobieta odeszła kawałek od niej, a dziewczyna popatrzyła przed
siebie. Patrzyła na jeziorko, które zobaczyła zaraz po przyjeździe
tutaj. Dzisiaj wydawało jej się piękniejsze. Usiadła na piasku i
wpatrzyła się w taflę wody. Gdyby był tutaj Emanuel…
- Oh, muszę lecieć do domu. Obowiązki gospodyni wzywają. Idziesz ze mną czy zostaniesz?
- Wiesz co babciu? Zostanę. Tutaj jest tak ślicznie.
Spuściła
głowę i szła przed siebie. Zastanawiała się czy Emanuel jest teraz z
Cornelią, jeśli tak to co robią. Rano usunęła wszystkie zdjęcia z
telefonu, które miały jakikolwiek związek z tą dwójką i teraz tego
bardzo pożałowała. Nagle usłyszała gdzieś niedaleko piękny śpiew. Miała
wrażenie, ze skądś kojarzy ten głos i gdy już prawie sobie przypomniała
do kogo on należy, zza zakrętu wyszła Doris – jak zwykle uśmiechnięta.
- No hej, znów się widzimy. – zaśmiała się i przekrzywiła głowę.
Dziewczyna
była śliczna. Miała lekko kręcone włosy sięgające do pasa, które zawsze
wiązała w warkocz, spływający z boku. Akurat teraz była ubrana w jakąś
podartą koszulę w kratkę, krótkie spodenki i stare trampki, a w ręce
trzymała koszyk wypełniony… patykami. Juliette musiała zrobić śmieszną
minę, ponieważ Doris znów się zaśmiała(właściwie to ona śmiała się i
uśmiechała cały czas).
- Wiem, to może wydawać się dziwne. Z bratem
mamy pewne hobby. Z patyków wycinamy odcinki różnych długości i z tego
robimy figurki.
- Ile Twój brat ma lat?
- Jest młodszy o rok. – Doris popatrzyła na Juliette rozpromienionym wzrokiem. – I ma dziewczynę.
- Nie jestem zainteresowana znajomościami damsko-męskimi, zapytałam z ciekawości.
Juliette
ponownie spuściła głowę i poczuła się dziwnie. Po co zapytała o ten
wiek? Tak naprawdę to w ogóle jej to nie interesowało.
- Czemu nigdy się nie uśmiechasz? Życie jest piękne, naucz się z niego korzystać.
- Umiem z niego korzystać.
- Oh, naprawdę? Wsłuchaj się w szum drzew, co słyszysz?
Juliette odwróciła się w stronę lasu i przymknęła oczy. Nie słyszała nic.
- No… Szum drzew.
- A widzisz. A co poczułaś, jak Jacob powiedział Ci, że pomyliłaś szkołę z paryskim burdelem?
-
Upokorzenie, to oczywiste! Każdy by się tak poczuł! – powiedziała
podniesionym tonem i nawet nie poczuła, że do oczu naleciały jej łzy.
-
A wiesz co ja bym pomyślała? Że go pociągam. No bo rozumiesz,
prostytutki zawsze interesują chłopców. Nawet jeśli jest to porządny
chłopak, udający że nigdy nic takiego go nie zainteresuje. No, a skoro
uważa, że wyglądasz jak prostytutka…
Juliette popatrzyła na nią i o
dziwo wybuchła głośnym, szczerym śmiechem. Nie mogła się uspokoić i
dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego co robi. Od razu się
uspokoiła.
- Jesteś dziwna.
- No i co z tego, ale przynajmniej Cię rozśmieszyłam, a to już jest sukces.
Juliette popatrzyła podejrzliwie na Doris i uśmiechnęła się. Czyżby znalazła koleżankę?
- Dokąd idziesz? – zapytała, choć nie planowała tego.
- Nie powiem, ale zabieram Cię ze sobą. Chcesz?
Juliette kiwnęła głową i ruszyła przed siebie razem z Doris.
*Nie wiem jak się odmienia to :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz