piątek, 18 maja 2012

Rozdział IV

Sobota, piękny słoneczny poranek – tak bardzo wyczekiwany przez Juliette. Był to jej najgorszy tydzień w życiu. Nie znalazła żadnej koleżanki(oczywiście nie licząc Doris, która sprawiała, że Juliette czuła się jak zupełny wieśniak – co było dość dziwne), Jacob ciągle na nią patrzył, ale udawał że tego nie robi. W dodatku musiała chodzić w jakiś okropnych ciuchach, które załatwiła jej babcia, ponieważ Juliette wstydziła się przyznać rodzicom do wydarzenia w pierwszym dniu szkoły. Wstała, przeciągnęła się i jak każdego dnia spojrzała na telefon. Jednak tym razem nie rzuciła go z nerwami na łóżko. Nie miała powodu. Na ekranie wyświetlała się jedna wiadomość. Dziewczyna z radością ją otworzyła i, równie szybko jak się ucieszyła, zmarkotniała.
„Hej Jul, co tam? Jak Twoja wieś? Są tam jacyś przystojniacy? Na Emanuela się wszystkie rzuciły jak wyjechałaś, ale ja zwyciężyłam. Od dawna coś między nami było. Dołączam zdjęcie. Buziaczki, Twoja Cor.”
Juliette spojrzała na zdjęcie i w jej oczach pojawiły się łzy. Poczuła okropny ból w klatce piersiowej i poczuła(jak większość nastolatek, które zostają zranione przez chłopaka), że chce umrzeć. Ona go kochała, a on ją miał przez cały ten czas gdzieś. Oszukiwał ją nawet, gdy planowali wspólną przyszłość. Mieli mieć śliczną córeczkę, która miałaby wszystko, czego by tylko zapragnęła. Mieli pojechać w podróż dookoła świata. Zamierzali wybudować ogromny dom, z basenem w ogródku. I żyć długo i szczęśliwie. A on tydzień po jej wyjeździe zaczął chodzić z jej przyjaciółką! Juliette uśmiechnęła się przez łzy. Nie wiedziała czy to miejsce ją tak zmieniło, czy wreszcie przejrzała na oczy, ale zrozumiała, że to nie była przyjaźń. Ich znajomość opierała się na wspólnych zakupach, plotkowaniu oraz zabieraniu sobie chłopaków, ale to nigdy tak nie bolało! Dziewczyna położyła się i wlączyła sobie ich wspólne zdjęcia.
Ona i on w parku.
Ona i on pod wieżą Eifflą.
Ona i on w restauracji.
Emanuel był ideałem większości dziewczyn. Wysoki brunet z błękitnymi oczami, o ciemnej karnacji. Umięśniony – jednak nie za bardzo. Dołeczki w policzkach. Ubrany gustownie – nie jak baba, ale również nie jak dres. Juliette wytarła łzy.
- Nie tylko Ty jesteś w stanie ułożyć sobie życie beze mnie, frajerze – szepnęła pod nosem, wstała i wzięła głęboki oddech. Podeszła do lusterka, uśmiechnęła się i podniosła wyżej głowę. – Jesteś wspaniałą dziewczyną i nie możesz się załamywać!


- Babciu, dlaczego mama wyjechała stąd? – zapytała Juliette.
Dziewczyna była z babcią na spacerze. Kobieta postanowiła, że nie może patrzeć jak jej wnuczka marnuje się w domu przed komputerem i telewizorem, więc zabrała ją na rozeznanie w okolicy. Mimo tego, że widziały się tylko raz – kiedy Juliette była mała, przez kilka minut – rozmawiało im się bardzo dobrze. Dziewczyna się przy babci swobodnie, jakby kobieta była jej koleżanką. Opowiedziała jej o Cornelii, Emanuelu, Jacoba(gdy mówiła o nim, babcia miała dziwnie ściągnięte brwi), wyznała jej, że wstydzi się Doris. Babcia zawsze ją wysłuchała, jednak nigdy nie komentowała. To było niezwykłe, ale podobało się Juliette.
- Mama Ci nigdy o tym nie opowiadała?
- Nigdy nie rozmawialiśmy w domu ani o Tobie, ani o dziadku. Kiedyś tato poruszył ten temat, ale mama tak się zdenerwowała, że nikt więcej się nie odzywał. A ja mam czasem wrażenie, że niektórzy patrzą na mnie tak, jakby wiedzieli czemu mama wyjechała.
- Niestety skarbie, ale to nie ja jestem tą osobą, która powinna Ci o tym powiedzieć – zaśmiała się pani Rose. – Ale wiesz co? W jednym masz rację. Myślę, że w tym miasteczku jest wiele osób, które wiedzą o Tobie więcej niż ty sama.
Juliette nie dyskutowała. Wiedziała, że jeśli babcia mówi „Nie”, to oznacza „Nie”. Zauważyła jednak pewną rzecz. DO tej pory irytowało ją, gdy ktoś mówił o Sant Louis „miasteczko”. Dla niej to była wieś. Jednak teraz, w ustach babci, zabrzmiało to zupełnie inaczej. Przyjemnie.
- Babciu, są tutaj jakieś sklepy z ciuchami?
- Oczywiście, że są. Wiadomo, nie te co w Paryżu i na pewno nie znajdziesz tutaj ciuchów od Gucci’ego*. Jednak zawsze można coś kupić.
- A czy w okolicy jest jakaś większa galeria?
- Hm. Nie wydaje mi się – odpowiedziała babcia i uśmiechnęła się. – Nawet gdyby była… Nie wydaje mi się żeby rodzice pozwolili Ci tam kupić ciuchy.
Juliette spuściła głowę i zamyśliła się. Pozwolić, to by pozwolili, ale nie miałaby ich za co kupić. Nigdy nie będzie już tak jak wcześniej. Skończyły się częste i duże zakupy, ale to już jej nie martwiło tak jak tydzień temu. Przez ten krótki pobyt tutaj zauważyła, że Ci ludzie są szczęśliwy bez takiej ilości pieniędzy, bez firmowych ciuchów i najnowszych samochodów. Z zadumy wyrwał ją dzwonek telefonu babci. Kobieta odeszła kawałek od niej, a dziewczyna popatrzyła przed siebie. Patrzyła na jeziorko, które zobaczyła zaraz po przyjeździe tutaj. Dzisiaj wydawało jej się piękniejsze. Usiadła na piasku i wpatrzyła się w taflę wody. Gdyby był tutaj Emanuel…
- Oh, muszę lecieć do domu. Obowiązki gospodyni wzywają. Idziesz ze mną czy zostaniesz?
- Wiesz co babciu? Zostanę. Tutaj jest tak ślicznie.


Spuściła głowę i szła przed siebie. Zastanawiała się czy Emanuel jest teraz z Cornelią, jeśli tak to co robią. Rano usunęła wszystkie zdjęcia z telefonu, które miały jakikolwiek związek z tą dwójką i teraz tego bardzo pożałowała. Nagle usłyszała gdzieś niedaleko piękny śpiew. Miała wrażenie, ze skądś kojarzy ten głos i gdy już prawie sobie przypomniała do kogo on należy, zza zakrętu wyszła Doris – jak zwykle uśmiechnięta.
- No hej, znów się widzimy. – zaśmiała się i przekrzywiła głowę.
Dziewczyna była śliczna. Miała lekko kręcone włosy sięgające do pasa, które zawsze wiązała w warkocz, spływający z boku. Akurat teraz była ubrana w jakąś podartą koszulę w kratkę, krótkie spodenki i stare trampki, a w ręce trzymała koszyk wypełniony… patykami. Juliette musiała zrobić śmieszną minę, ponieważ Doris znów się zaśmiała(właściwie to ona śmiała się i uśmiechała cały czas).
- Wiem, to może wydawać się dziwne. Z bratem mamy pewne hobby. Z patyków wycinamy odcinki różnych długości i z tego robimy figurki.
- Ile Twój brat ma lat?
- Jest młodszy o rok. – Doris popatrzyła na Juliette rozpromienionym wzrokiem. – I ma dziewczynę.
- Nie jestem zainteresowana znajomościami damsko-męskimi, zapytałam z ciekawości.
Juliette ponownie spuściła głowę i poczuła się dziwnie. Po co zapytała o ten wiek? Tak naprawdę to w ogóle jej to nie interesowało.
- Czemu nigdy się nie uśmiechasz?  Życie jest piękne, naucz się z niego korzystać.
- Umiem z niego korzystać.
- Oh, naprawdę? Wsłuchaj się w szum drzew, co słyszysz?
Juliette odwróciła się w stronę lasu i przymknęła oczy. Nie słyszała nic.
- No… Szum drzew.
- A widzisz. A co poczułaś, jak Jacob powiedział Ci, że pomyliłaś szkołę z paryskim burdelem?
- Upokorzenie, to oczywiste! Każdy by się tak poczuł! – powiedziała podniesionym tonem i nawet nie poczuła, że do oczu naleciały jej łzy.
- A wiesz co ja bym pomyślała? Że go pociągam. No bo rozumiesz, prostytutki zawsze interesują chłopców. Nawet jeśli jest to porządny chłopak, udający że nigdy nic takiego go nie zainteresuje. No, a skoro uważa, że wyglądasz jak prostytutka…
Juliette popatrzyła na nią i o dziwo wybuchła głośnym, szczerym śmiechem. Nie mogła się uspokoić i dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego co robi. Od razu się uspokoiła.
- Jesteś dziwna.
- No i co z tego, ale przynajmniej Cię rozśmieszyłam, a to już jest sukces.
Juliette popatrzyła podejrzliwie na Doris i uśmiechnęła się. Czyżby znalazła koleżankę?
- Dokąd idziesz? – zapytała, choć nie planowała tego.
- Nie powiem, ale zabieram Cię ze sobą. Chcesz?
Juliette kiwnęła głową i ruszyła przed siebie razem z Doris.

*Nie wiem jak się odmienia to :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz