piątek, 18 maja 2012

Rozdział VI

Minął tydzień od zadziwiającej rozmowy Juliette i Jacoba. Był to miły i sympatyczny tydzień dla naszej bohaterki. Zmieniła miejsce w ławce, siedziała teraz z Jacobem. Dowiedziała się o nim wielu ciekawych rzeczy. Okazało się, że on również uwielbia robić zdjęcia. Jego ulubionym zespołem, tak jak i Juliette, był Red Hot Chilli Peppers.
- Spotkamy się dzisiaj? – zapytała Doris. – Jest piątek, pewnie i tak się nie będziesz uczyć. Ostatnio nie miałaś dla mnie zbyt wiele czasu.
Juliette popatrzyła na przyjaciółkę i zmrużyła oczy. Racja. W tym tygodniu chyba ani razu nie rozmawiała jakoś tak szczególnie z Doris. Zrobiło jej się głupio, ale uśmiechnęła się.
- Jasne. Tylko zjem obiad i mogę wyjść. Przepraszam, jakoś tak mnie wciągnęły rozmowy z Jacobem.
- Ahaa, no widzisz. – dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i popatrzyła na przyjaciółkę. – Mówiłam, że fajny chłopak. No i ładny.
 - Doris! – krzyknęła Juliette i uderzyła Doris w ramię, ale po chwili wybuchła śmiechem. – Ja i on to dwa inne światy. Nie mamy tak naprawdę ze sobą nic wspólnego. Jedynie lubimy ten sam zespół, mamy takie samo hobby, oboje nienawidzimy pikantnego jedzenia, wolimy owoce niż warzywa, lubimy ten sam kolor i nie lubimy dramatów…
- Tak, masz rację. To nic takiego. W zasadzie to nic was nie łączy. – Doris puściła jej oczko i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, niż dotychczas. – No okej. To idź jeść i przekonywać się, ze to tylko kolega, a ja przyjdę po Ciebie za godzinę. Chcę Cię gdzieś zabrać i o czymś Ci opowiedzieć.
- Mam się bać?
Juliette miała wrażenie, że tym pytaniem doprowadziła do czegoś niemożliwego. Z twarzy Doris zniknął uśmiech, zastąpiło go głębokie zamyślenie i chyba smutek – o ile to w ogóle możliwe u tej osoby.
- Chyba. Nie wiem. Bardziej ja powinnam. To pa.
- Pa. – szepnęła zaskoczona Jul i ruszyła przed siebie.
To dziwne. Spytała tylko czy ma się bać. O co mogło chodzić? Nagle usłyszała dźwięk przychodzącego smsa, a gdy spojrzała na ekranik uśmiechnęła się. Jacob. Znowu Jacob. Sama nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Może Doris ma rację? Właściwie nigdy nie miała przyjaciela chłopaka. Może to nie jest możliwe? W końcu wiele osób uważa, ze przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Pfy. Takie tam gadanie. Na pewno istnieje. Bo ona osobiście nie czuje i nigdy nic nie poczuje do Jacoba!

- No więc zaprowadzę Cię w jedno miejsce. I tam Ci o czymś opowiem. Szczerze mówiąc nie wiem jak zareagujesz, trochę się boję, że przestaniesz mnie lubić. Być może obrazisz się, że dopiero teraz Ci o tym mówię. Chyba nie znam Cię na tyle dobrze, żeby przewidzieć jak się zachowasz. I to jest dowód na to, że nie powinnam Ci o tym jeszcze mówić. Jednak prędzej czy później byś się i tak dowiedziała, a wtedy na pewno byś się wkurzyła.
Juliette rzuciła krótkie „Mhm”. Na razie wolała nic nie mówić, bo bała się, że znów palnie coś głupiego. Miała tylko nadzieję, że to, czego się dowie, nie będzie wymagało od niej jakiegoś pocieszania czy coś w tym stylu. Ona tego nie lubi.
- To tu. – szepnęła Doris. – Może usiądziemy sobie na trawie.
Juliette zatrzymała się w miejscu i przez chwilę się nie ruszała. Sądziła, że jeziorko przy lesie jest najpiękniejszym miejscem na ziemi, jednak w tej chwili dostrzegła, jak bardzo się myliła. Jak widać, małe miasteczko Sant Louis posiadało o wiele więcej pięknych miejsc niż wielkie miasto Paryż. Malutki stawik, jedno jedyne i ogromne drzewo, a dookoła trawa. Trawa, kwiatki, trawa, kwiatki, trawa i kwiatki. Nic więcej. Juliette westchnęła.
- Czy tutaj jest jeszcze dużo tak pięknych miejsc?
- Ze dwa, zaprowadzę Cię tam jeśli tylko będziesz chciała.
Usiadły pod drzewem, oparły się o pień i nastąpiła cisza. Juliette widziała, że przyjaciółka chce już mówić, ale nie miała odwagi. Ona zaś nie chciała zaczynać. Co miała powiedzieć? Jak miała ją zachęcić?
- Okej. Więc zaczynam. Proszę, tylko mi nie przerywaj. Chcę Ci opowiedzieć wszystko jak najdokładniej, ale niektóre szczegóły są drastyczne. Jeśli będziesz miała dosyć, po prostu powiedz. – Doris miała bardzo poważną minę, a jej głos pierwszy raz odkąd Juliette ją zna, nie był wesoły. – Nie zawsze byłam taka, jaka jestem teraz. Kilka lat mojego życia nauczyło mnie jednak, że trzeba doceniać to co się ma w tym momencie. Zostawić marzenia, odpuścić. Po prostu żyć chwilą i się nią cieszyć. Kiedyś mieszkałam w troszkę większym mieście, Colmar. Tutaj przyjechaliśmy gdy ja miałam 15 lat, a mój brat 17. – Juliette popatrzyła na nią i już miała się odezwać, gdy Doris powiedziała. – Prosiłam, nie przerywaj. Mam brata, owszem. Jednak nie byłam gotowa na opowiadanie o nim, a gdybym powiedziała, że mam rodzeństwo, nie obyłoby się bez pytań. Nazywa się Bruno, teraz ma 18 lat, jak łatwo się domyślić. W Colmarze moja mama była naczelną w jakiejś tam mało znanej gazecie, natomiast tato był nauczycielem chemii i fizyki w jednej z lepszych szkół w tamtym mieście. Też wiedziałam co to znaczy być bogatym – może nie tak jak ty, ale jednak, mieć mnóstwo ciuchów oraz bogatych znajomych. Ostatnio Cię okłamałam. Chciałam Ci na siłę pokazać, że można dorastać bez pieniędzy. Chyba pomogło, bo w tym tygodniu zachowywałaś się zupełnie inaczej. Przepraszam. Ja po prostu wiedziałam co stało się ze mną. Oczywiście znałam Sant Louis. Byłam tu średnio raz w miesiącu, ale nie lubiłam tego miejsca. Bruno też nie. Woleliśmy nasz Colmar. Uczyliśmy się w tej szkole, gdzie mój tato był nauczycielem. Moja przyjaciółka nazywała się Carole. To była najlepsza uczennica w mojej klasie. Rodzice byli zadowoleni, ze się z nią zadaję. Jednak jej rodzice się rozwiedli, a ona wpadła w złe towarzystwo. Zasmakowała papierosów, alkoholu. Pewnego dnia przyszła do mnie późno wieczorem i powiedziała, że wzięła narkotyki i że nie może wrócić tak do domu. To był okres kiedy kręciła z moim bratem. Razem z nim po kryjomu wciągnęliśmy ją do mnie do pokoju, rodzice nawet się nie domyślili, że coś jest nie tak. Niestety… Raz spróbowała i już z tego nie wyszła. Gdy zaczęli ze sobą chodzić, Carole i Bruno, byłam pewna, że przestanie ćpać. Niestety, pociągnęła za sobą Bruna. Na początku się nie domyśliłam. Zauważyłam, że pogorszył się w szkole, zrobił się agresywny, przestał ze mną rozmawiać. Bolało mnie to, ale myślałam, że jest wkurzony na Carole. Ona już w ogóle nie utrzymała ze mną kontaktu. To był maj, rodzice pojechali na weekend do Sant Louis i pierwszy raz zostawili nas samych. Bruno zaprosił swoich nowych znajomych – jego znajomych i znajomych Carole. Wszyscy przyszli naćpani i na tym się wcale nie skończyło. Byłam wściekła. Miałam ochotę zabić wszystkich – począwszy od Carole i Brunie, skończywszy na tych wszystkich ludziach. Gdzie nie weszłam to ktoś albo się kochał, albo sobie wstrzykiwał. To było okropne. Bardzo się bałam i chciałam zadzwonić do rodziców, ale kiedyś ustaliliśmy z Brunem, że co by się nie działo, nie zakablujemy na siebie rodzicom. Siedziałam u siebie w pokoju i usłyszałam jak ktoś wchodzi. Gdy popatrzyłam na tego chłopaka, byłam przekonana, że to ćpun. Musisz wiedzieć, że ja wtedy miałam dopiero 14, a Bruno 16 lat. Jednak Paul, bo tak się nazywał, był śliczny. I jednocześnie dorosły. Miał 20 lat – ale tego dowiedziałam się dopiero potem. Był naćpany i pijany, zamknął drzwi na klucz. Muzyka leciała głośno i wiedziałam, ze nawet jeśli zacznę krzyczeć to nikt mnie nie usłyszy, a już na pewno nie Bruno, którego przed chwilą widziałam śpiącego na schodach. Paul podszedł do mnie i położył mi ręce na ramionach. Potem kazał wstać. A potem stało się coś, czego ani ja się nie spodziewałam wtedy, ani Ty teraz, ani moi rodzice kiedy im opowiadałam o tym. Powiedział mi, że nienawidzi tego, że ćpa i że chce z tym skończyć, ale jednocześnie kocha to i że to wspaniałe uczucie, uciec tak od problemów. Mówił też, że gdy zaczynał, wiedział że chce tak skończyć. Zapewniał mnie, że jak się raz spróbuje, to nic się nie stanie. Usiadł na łóżku i wyciągnął strzykawkę. Spytał czy chcę. Moja decyzja była spontaniczna, byłam zaintrygowana tym człowiekiem. Wyciągnęłam rękę i reszty wieczoru nie pamiętam, nigdy sobie nie przypomniałam. – Doris przerwała na chwilę i popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem. – Wiem tylko, że potem za każdym razem jak spotykałam się z Paulem zachowywał się wobec mnie dziwnie. Klepał mnie po tyłku albo dotykał moich piersi. W sumie nie wiem co się z nim stało, bo potem po prostu przestałam go widywać. Przez prawie cały rok razem z Brunem ciągle ćpaliśmy. Raz załatwiał on towar, raz ja. Było kilka sytuacji, gdy już prawie chciałam się puścić. Jednak nigdy do tego nie doszło, zapewniam Cię. Rodzice chyba nigdy by się nie domyślili, gdyby nie nauczyciele. Potem wszystko szybko się potoczyło. Przyjechaliśmy tutaj, tam wszystko rzuciliśmy. Ja mieszkałam z rodzicami, Bruno przez całe wakacje mieszkał z Jacobem. Rodzice nie chcieli, żebyśmy mogli się kontaktować. Jednak jego nie pilnowali za bardzo. Gdy staruszkowie już myśleli, że mi przeszło, zostawili mnie jednego dnia samą. Chciałam zobaczyć Bruna. Tęskniłam za swoim braciszkiem. I poszłam go zobaczyć. Poszliśmy na spacer. Okazało się, że znajomi z Colmaru raz w tygodniu wysyłali mu towar, a on podkradał strzykawki cioci. Siedzieliśmy tutaj, pod tym drzewem. Powiedział mi, że dobrze trafiłam, bo dzisiaj przyjeżdżają jego znajomi. Mówił, że byli u niego już dwa razy. Carole podobno też była. Siedzieliśmy tu godzinę. W końcu przyszli. Mieli mnóstwo narkotyków. Zrobiliśmy sobie prawdziwą narkomańską imprezę. – Doris zaśmiała się pod nosem i wytarła łzy, które leciały jej już po policzkach. – Naćpaliśmy się tak, że nie wiedzieliśmy co robimy. Ktoś podpalił trawę. Ogień bardzo szybko się rozprzestrzenił. Carole była naćpana najbardziej, Bruno chciał ją uratować. Wziął ją na ręce, podał ją komuś, okazało się, że jej telefon wypadł. Bruno po niego wrócił. A potem, to chyba przez narkotyki, stracił zupełnie rozum. Usiadł, schował głowę w rękach i tak siedział, a ogień go otaczał coraz bardziej. Nikt nie miał jak tam przejść. Nie wiedzieliśmy skąd się wzięła straż pożarna. Bruno trafił do szpitala, miał spaloną twarz i ręce no i brzuch. Ciuchy były praktycznie w niego wtopione. To wszystko brzmi okropnie. Wiem, zdaję sobie sprawę. Jednak to był moment, który sprawił, że ani ja, ani Bruno nie wzięliśmy już nigdy narkotyków. Owszem, do tej pory czasem dostaję szału, bo nie mogę wytrzymać. Bruno mniej. Rodzice bardzo się starają, na razie niestety było ich stać tylko na odnowienie jego rąk – że tak to powiem. Twarz w sumie wygląda masakrycznie. Nie chodzi do szkoły, przychodzą do niego nauczyciele. Jednak Jacob odwiedza go codziennie. Zapoznał go z kilkoma innymi kolegami, więc nie jest źle. Ani dla rodziców, ani dla mnie, ani dla Bruna jego twarz nie jest problemem. Oczywiście, będzie miał przeszczep. Najprawdopodobniej jeszcze w tym roku, jeśli rodzicom uda się uzbierać pieniądze. Cała rodzina jest w to zaangażowana, a także rodzina Carole. Ona już dawno się odsunęła od wszystkich bliskich, ostatnio rozmawiałam z jej mamą. Mówiła, że ostatnio spotkała ją z jakimś staruchem na stacji kolejowej. Ja z nią nie rozmawiałam od tamtego zdarzenia.
- Żartujesz? – Juliette popatrzyła na Doris.
Wiedziała, że przyjaciółka nie żartuje. Nigdy w życiu nie była niczego tak pewna jak tego. Nie miała odwagi powiedzieć nic innego. Nie wiedziała co zrobić. Jej przyjaciółka była ćpunką. Jej przyjaciółka ma brata. Brata ćpuna. Brata, który przez narkotyki prawie się spalił.
- Nie żartuję.
Juliette wstała i otrzepała spodnie.
- Doris, ja naprawdę przepraszam. Ja teraz… Muszę… Zadzwonię… Po prostu… Nie ważne. – powiedziała i pobiegła w stronę domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz