Juliette szła przed siebie z niepewną miną i zastanawiała się czy
podjęła dobrą decyzję. Wizyta, którą zamierza złożyć, może okazać się
udaną. Jednak równie dobrze może się okazać zupełnym niewypałem.
Dziewczyna przystanęła i popatrzyła na zapadający się budynek. Trudno,
skoro zaszła już tutaj to już się nie wycofa. Prędzej czy później i tak
musiałaby tutaj przyjść. Podeszłą do drzwi i nieśmiało zapukała.
Ponieważ nikt nie otwierał, zapukała jeszcze raz – głośniej. Najpierw
usłyszała czyjś głos, następnie kroki, a potem szczęk otwieranego zamka.
Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem, a Juliette po raz drugi ujrzała
panią Irmę.
- Eee… - wyszeptała i spojrzała z przerażeniem na kobietę.
- Chyba powinnaś się przywitać.
- Tak, tak. Ma pani rację. To znaczy… - na policzkach Juliette pojawiły się wielkie, czerwone plamy. – Ja… Dzień dobry.
-
Dzień dobry. – odpowiedziała pani Irma i Juliette mogłaby przysiąc, że
przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu. – Co Cię do mnie sprowadza?
Dziewczyna poczuła się raźniej, widząc że kobieta wcale nie chce się na nią rzucić z patelnią czy siekierą i uśmiechnęła się.
- Chciałabym po prostu z panią porozmawiać. Uważam, ze nasze pierwsze spotkanie nie było udane.
Drzwi
otworzyły się szerzej, a Juliette wsunęła się do środka. Zdjęła buty i
ruszyła za panią Irmą. Sądziła, że w środku, jak i na zewnątrz, dom jest
niezadbany. Okazało się jednak, że wnętrze tej „rudery” jest naprawdę
ładne.
- Hm. Ładnie tu pani ma.
Kobieta spojrzała kątem oka na
gościa i teraz na pewno się uśmiechnęła. Wrzuciła torebkę herbaty do
kubka, zalała ją wodą i usiadła przy stole.
- Siadaj.
Juliette
zaskoczona zachowaniem starszej pani usiadła przy stole i spojrzała na
nią. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę, czy może się pytać o co chce. Nie
potrafiła przewidzieć reakcji tej kobiety na jakiekolwiek jej słowa.
-
Nie przyszłaś do mnie chyba tak o, żeby sobie posiedzieć i na mnie
popatrzeć. Jestem pewna, że masz mnóstwo pytań i sądzisz, że pomogę Ci
rozwiązać jakąś zagadkę.
- No tak jakby…
- Więc przykro mi, ale
marnujesz tylko czas. Nie mam zamiaru narażać się Twojej mamie. Nigdy
jej nie lubiłam, nigdy nie polubię. Doris mówiła, że Ty jesteś miłą
osobą. Tylko dlatego tutaj Cię wpuściłam.
Na wzmiankę o Doris
Juliette odwróciła wzrok. Wiedziała, że zachowuje się jak idiotka, ale
nie potrafiła do niej pójść i ją przeprosić. Zachowywała się jak tchórz i
najwidoczniej nim była, ale nie potrafiła.
- Owszem. Chciałam
zapytać do kogo mam podobne oczy. I dlaczego tak bardzo nie lubi pani
mojej mamy. I skąd ją pani zna. I dlaczego wyjechała.
- Pytałaś choć o jedną z tych rzeczy swoją babcię?
- Tak. Powiedziała, że nie jest osobą, która powinna mi to wyjaśnić.
-
Tak sądziłam. –powiedziała bardziej do siebie, niż do niej, pani Irma i
wypiła łyk herbaty. – Sama widzisz. Jeśli rodzona babcia nie może Ci
powiedzieć to tym bardziej ja.
- Rozumiem.
Nastąpiła cisza i
Juliette nie wiedziała co zrobić. Wstać i wyjść? Zacząć inny temat?
Milczeć nadal? Kontynuować? Nagle kobieta wstała i poszła do pokoju. Po
chwili staruszka zawołała ją, tym samym rozwiewając jej wątpliwości.
Od
godziny siedziały i oglądały jakieś stare zdjęcia, na których Juliette
nikogo nie rozpoznawała. Co prawda miała wrażenie, ze na kilku widziała
swoją mamę i jakimś mężczyzną, jednak była pewna, ze to tylko
przewidzenie. W końcu kobieta schowała wszystkie zdjęcia i wstała.
- Powinnaś chyba już iść, odwiedź po drodze Doris. Z Tego co wiem, to tęskni za Tobą.
Juliette
zmrużyła oczy i kiwnęła głową. Tak, tak właśnie powinna zrobić.
Podziękowała za herbatę i za zdjęcia i wyszła z domu. Szła przed siebie i
szczerze mówiąc nie wiedziała gdzie idzie. Przed oczami stało jej
ostatnie zdjęcie, które zobaczyła. Kobieta, która przypominała jej mamę,
mężczyzna przypominający tatę Jacoba oraz jakiś inny, którego nie
kojarzyła. Ten ostatni był na wielu zdjęciach, więc Juliette sądziła, że
był to ktoś z rodziny pani Irmy. A więc co powinna zrobić? Pójść do
Doris i tak po prostu ją przeprosić? Powiedzieć, że jest idiotką i że
nie powinna wtedy uciekać? Powiedzieć, ze jest tchórzem? Że zawsze bała
się narkomanów? Nie prawda. Nie może oszukiwać samej siebie. Wyjeżdżając
z Paryża cieszyła się z jednej, jedynej rzeczy. Że wreszcie będzie
miała spokój z przyjaciółmi, którzy piją, palą i ćpają. Sama nigdy tego
nie lubiła i unikała, ale jak już to robiła, to robiła to tylko z
przymusu. Jednak nigdy nie ćpała. A teraz okazuje się, ze dziewczyna,
która wydawała się aż zanadto ułożona, dziewczyna która wiecznie się
cieszy i nie ma zmartwień, miała cięższe życie od niej samej. Nagle
Juliette zatrzymała się i z ogromnym zdumieniem spojrzała przed siebie.
- Świetnie. – szepnęła pod nosem.
Stałą pod domem przyjaciółki. A wiec jednak los chciał, aby tu dotarła.
Zapukała
do drzwi i zaczęła bawić się zamkiem od bluzy. Czuła, ze serce zaraz
jej wyskoczy i zupełnie nie wiedziała jak ma się zachować. A co jeśli
drzwi otworzy Bruno? Ale nie. Nic takiego się nie zdarzyło. Doris. Doris
ze swoimi lokami na całej głowie, nieogarnięta, w podziurawionych
spodniach i rozciągniętej bluzce.
- O. Juliette. – powiedziała zaskoczona i chyba nie wiedząc co zrobić, poprawiła włosy.
- Tak. To ja. – opowiedziała Juliette i głupio się uśmiechnęła. – Ja chyba… Bo…
Doris
uniosła jedną brew do góry i oparła się o framugę drzwi. Nie była zła
na przyjaciółkę, jednak chciała, żeby tamta się wysiliła. Niech pokaże
na co ją stać. Niech udowodni, że potrafi walczyć o cokolwiek. Niech
wykaże się swoimi zdolnościami.
- O jejku… Czemu to musi być takie
trudne. Po prostu stchórzyłam. Najnormalniej w świecie. Wystraszyłam się
Bóg wie czego. Jestem tchórzem, przepraszam. Sory. Nie przyszłabym tu,
ale jakieś nieziemskie siły mnie tu przyprowadziły.
- Ta. – szepnęła
ze znudzeniem Doris i szerzej otworzyła drzwi. – Miło, że się starasz,
ale nie nudź tak. Bruno chciałby Cię poznać. – dodała, udając że ziewa.
-
Żartujesz? Nie byłaś ani przez chwilę zła? Przez te dwa dni się nie
odzywałaś, doprowadzając mnie do szału, a teraz się okazuje, że chciałaś
tylko zobaczyć, że potrafię przepraszać?
- No, nie jesteś jednak taka głupia na jaką wyglądasz jak się na Ciebie patrzy.
- Nienawidzę Cię.
W
Juliette coś się zagotowało. Czuła, że zaraz rozszarpie tą miłą i
drobną osóbkę przed nią. Była tak zła, jak dawno nie była. Nic jej tutaj
jeszcze nie wyprowadziło z równowagi jak Doris w tym momencie.
- Naprawdę Cię nienawidzę. – dodała po chwili.
-
Ta? Ja Ciebie też. A teraz już wejdź, bo nie chce mi się tu stać
wariatko. – odpowiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem na twarzy, jak
to w jej zwyczaju.
Juliette wzięła głęboki wdech i ruszyła przed
siebie. Z jednej strony była wściekła na przyjaciółkę za to, jaka jest.
Udaje, że nic ją nie obchodzi, ze wszystko ma gdzieś i że wszystko ją
cieszy. A w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Ma swoje zmartwienia,
jak każdy. I nie zawsze jest taka wesoła. Ściągając buty, przyglądała
się Doris. To niesamowite. Ona, taka grzeczna i spokojna, i narkotyki.
Ciekawe w jakich momentach ma ochotę powrócić do dawnego życia.
- Idziesz?
- Tak, tak. Idę.
Weszła
do pokoju i zamurowało ją. To, co zobaczyła było… ponad jej siły.
Czuła, że Doris, stojąca koło niej, boi się. Na twarzy chłopaka również
zobaczyła zakłopotanie. „No dawaj, nie spieprz tego” – pomyślała i
uśmiechnęła się szeroko.
- Zupełnie inaczej sobie Ciebie wyobrażałam. Sądziłam, że będziesz dziwnie ubrany i myślałam, że będziesz siedział na kompie.
- Pozory mylą. – odpowiedział Bruno dojrzałym, męskim tonem.
Juliette
ponownie zatkało. Chłopak wstał i teraz zobaczyła go w całej
okazałości. Wysoki, umięśniony. Oczy jak ocean, brązowe kręcony włosy,
dołeczki w policzkach, uśmiech od ucha do ucha, białe i proste zęby, ani
jednego pryszcza. I cała skóra spalona. Patrzyła na niego i nie mogła
oderwać wzroku. Był piękny, mimo swej brzydoty.
- Jestem Bruno. – szepnął i wyciągnął przed siebie rękę.
- Juliette.
Patrzyli się na się na siebie i żadne z nich nie potrafiło się odwrócić.
- Masz piękne oczy. – powiedział nieśmiało.
Doris chrząknęła, rzuciła krótkie „Zaraz wracam” i wyszła z pokoju, zamykając drzwi. A oni nadal na siebie patrzyli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz