piątek, 18 maja 2012

Rozdział X


Od niemiłego spotkania Juliette z Emanuelem minęły dwa dni. Dziewczyna zamknęła się w pokoju i nie odzywała się do nikogo. Wychodziła tylko do łazienki i żeby coś zjeść, a wtedy wymieniła jedynie kilka zdań ze swoją babcią, tłumacząc się że odpoczywa po ciężkim roku szkolnym. Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że kobieta się o nią martwi, lecz nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Poza tym wstydziła się, że coś takiego mogło załamać ją aż tak bardzo. W tym momencie Juliette siedziała w niebieskiej pidżamie, z rozczochranymi włosami oraz podpuchniętymi oczami i przeglądała nieodebrane połączenia. 30 od Doris, 10 od Jacoba, 3 od Brigitte, 5 od Emanuela, nawet 2 od Cornelii. Od Bruna 0, nic. Po jej policzkach spłynęły łzy – łzy złości. Zaczęła piszczeć, przykładając poduszkę do twarzy, aby stłumić głos. Miała wrażenie, że mogłaby teraz kogoś zabić. Czuła się bezsilna. Nagle jej telefon zawibrował, więc z nadzieją spojrzała na ekranik. Niestety, tylko Doris.
- Słucham? – odebrała.
- Juliette! Zabiję Cię, serio. Wszyscy się do Ciebie dobijają od 2 dni. Martwimy się o Ciebie. Nawet Emanuel i…
- Proszę? Kto? – przerwała Jul zdziwionym głosem.
- No Emanuel. – Doris zacięła się na chwilę, więc w słuchawce rozbrzmiewała cisza. – Bruno i Emanuel wystraszyli się jak uciekłaś, a Twoja babcia nie chciała otworzyć i się pogodzili. Emanuel dopiero dzisiaj stąd wyjeżdża, ale niechętnie. Chyba się zauroczył w Brigitte.
- A co z Cornelią?
- Rozmawiali dość długo wczoraj przez telefon. Chyba stwierdzili, że ich związek nie ma sensu, bo Emanuel teraz narzeka, że tylko tu kłopotów narobił.
- Dobra, skończ. Prawie Ci uwierzyłam. Chyba kogoś pomyliłaś z Emanuelem. Osoba, o której mówisz to nie jest on.
Juliette nie była ani zdziwiona, ani wkurzona. Jedyne co czuła to rozbawienie.
- Nie wiem czemu tak sądzisz, ale albo on się tak zmienił albo ty nie znasz go wcale tak dobrze jak myślisz. W każdym razie jego autobus przyjeżdża o 16, możesz przyjść się pożegnać. Poza tym Bruno chyba powoli zaczyna tęsknić.

Serce Jul zabiło 10 razy mocniej niż zwykle. Pożegnała się z przyjaciółką, odłożyła telefon i zamyśliła się. Jeśi tęskni to czemu nie zadzwoni? Skoro nawet Cornelia dzwoniła… Apropo Cor. Jak mogli się rozejść, skoro jest w ciąży? Owszem, oboje są trochę niepoważni, ale żeby aż tak? Chyba powinna do niej zadzwonić. Wykręciła jej numer i z niecierpliwością czekała aż koleżanka odbierze. Czekanie umilała jej piosenka Michel Teló - Ai Se Eu Te Pego. W końcu odebrała, a jej głos brzmiał jakby dopiero wstała. Juliette spojrzała na zegarek – była już 12.30.

- Hej Cor. Dzwoniłaś?

- Emanuel mi kazał.

To zdanie zabolało Jul. Czyli nie dzwoniła, bo się stęskniła, ani nie po to że też się o nią bała, ani dlatego że chciała jej się „pochwalić:, że jest w ciąży. Po prostu dzwoniła, bo kazał jej Emanuel.

- To prawda?

- Co? To, że jestem w ciąży? A nawet gdyby to co Cię to może obchodzić?

- Byłyśmy przecież przyjaciółkami. – Jul rosła wielka gula w gardle.

- Ach, no tak. Jak mogłam zapomnieć. – w głosie Cornelii można było wyczuć ironię. – Ale już nie jesteśmy. Ale skoro już pytasz, to powiem. Nie jestem w ciąży. Po prostu się zatrułam czymś, a okres mi się spóźnił. Nic się nie stało. Z Emanuelem już nie jestem, jest cały Twój.
- Ja go nie chcę, nie potrzebuję. Nie czuję już nic do niego.
- To nie moja sprawa. Nic mnie już z wami nie łączy. Dzięki że sobie o mnie przypomniałaś, cześć.
- Cor! Czekaj! – Juliette postanowiła, że nie zostawi tak tej rozmowy. – O co Ci chodzi, co Ci się stało? Ostatnio jak pisałaś do mnie, to brzmiałaś inaczej.
- Nie tylko Ty masz prawo się zmienić. Nie mam czasu. Jul, sory. Ale nie chcę już z Toba utrzymywać żadnych kontaktów.

Juliette właśnie skończyła robisz kłosa, związała włosy gumką i uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Wygląda całkiem przyzwoicie, może iść. Poprawiła koszulkę z nadrukiem myszki miki, podciągnęła spodenki do góry i wyszła z łazienki. Weszła do kuchni i powiedziała mamie, że wychodzi. Idąc w stronę przystanku zastanawiała się co ma zrobić jako pierwsze. Podejść do Doris, do Bruna czy może do Emanuela? Postanowiła, że nie będzie niczego planować. Już z daleka ich widziała. Doris jak zwykle się śmiała, Bruno stał koło niej jakiś sztywny, a Emanuel siedział na ławce. Była nawet Brigitte, która stała koło Jacoba. A on właśnie machał do Jul. Dziewczyna odmachała mu i uśmiechnęła się. I pomyśleć, że jeszcze niedawno nawet ze sobą nie gadali. Podeszła do nich i spojrzała na Bruna. Patrzył na nią chłodnym wzrokiem, na jego policzkach było widać rany po wiadomym incydencie.
- Cześć. – szepnęła nieśmiało.
- No siema, siema. Gdy Cor mi mówiła, że się zmieniłaś to sądziłem, że znormalniałaś. A ja widzę, że Ty zdziczałaś. – odpowiedział Emanuel, reszta milczała. Juliette z niepokojem spojrzała na Bruna.
- Przepraszam. Nie mogłam…
- Dobra, wszyscy już o tym zapomnieliśmy.
- Emanuel… W co ty grasz? Przyjeżdżasz, wymagasz ode mnie niemożliwego, bijesz się z … - Juliette zacięła się i spojrzała na Bruna. Kim on dla niej był? Przyjacielem, chłopakiem, kolegą? – moimi przyjaciółmi, potem się z nimi godzisz, zrywasz ze swoją dziewczyną. Udajesz miłego. Nie wierzę w to.
- Kiedy ostatni raz ze mna rozmawiałaś?
- Dwa dni temu, gdy chciałeś, abym udawała Twoją dziewczynę.
- Owszem, to było kretyńskie. Jednak to tylko ze strachu. Poza tym Twoi przyjaciele mają na mnie wspaniały wpływ. Na pewno tu jeszcze przyjadę.
- I co, gdzie będziesz spał?
- U mnie. – powiedziała Doris, Brigitte, Jacob i Bruno w tym samym momencie.
Jul spojrzała na nich zdziwionym wzrokiem i zatrzymała się na Bruna. Patrzył na nią nadal tym samym wzrokiem, jakby była dla niego nikim. Doris patrzyła z jakimś wyrzutem. Nagle usłyszeli dźwięk nadjeżdżającego autobusu. Pożegnali się z Emanuelem, chwilę postali w ciszy, aż wreszcie Jul postanowiła, że nie zostawi tego tak.
- Bruno, chciałabym z Tobą porozmawiać.
Doris popatrzyła na nich ukradkiem i zaproponowała Brigitte i Jacobowi herbatę. Gdy odeszli Bruno podszedł do Jul i spojrzał jej w oczy.
- Nie wiem czy mamy o czym rozmawiać.

Szli leśną ścieżką i milczeli. Juliette czuła ogromny ból w sercu. Nie wiedziała od czego zacząć, co powiedzieć. W końcu zatrzymała się i podeszła do Bruna. Położyła mu ręce na policzkach i popatrzyła mu w oczy.
- Bolało?
- A jak sądzisz?
- Bruno… Przepraszam. Ja nie chciałam, żeby tak było. Nie wiedziałam nawet, że on tu przyjedzie.
- Och, czy sądzisz, że jestem zły dlatego?! – krzyknął chłopak urażonym tonem. – Zostawiłaś nas, uciekłas i nie odzywałaś się dwa dni, zaraz po tym jak się pocałowaliśmy. Zachowałaś się jak egoistka. Co z tego, że wszyscy się, martwili. CO z tego, ze Twój chłopak… a nie, przepraszam. Jestem Twoim przyjacielem… pobił się z Twoim byłym, co z tego, że musi teraz codziennie robić okłady na twarz, żeby mu zeszła opuchlizna i rany. Ważne, że się wystraszyłaś.
- To nie tak… Ja po prostu…
- Po prostu jesteś egoistką. Nie wiem czy chcę być z kimś takim.
Juliette stała i patrzyła tak na niego. Chciało jej się płakać, ale wiedziała, że nie może odpuścić. Zależało jej na nim za bardzo. Za bardzo go lubiła.
- Bruno. Ja Cię chyba kocham.
Chłopak wreszcie spojrzał na nią tak jak do tej pory. Widać było po jego oczach, że jego chłód topnieje. Położył ręce na ramionach Jul i szepnął.
- Ja chyba też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz