Dookoła panowała cisza. Juliette stała pod drzwiami pani
Irmy i słyszała jedynie świergot ptaków. Przed furtką stał czyjś samochód,
dlatego dziewczyna cierpliwie czekała. W innym przypadku poszłaby już dawno,
jednak była pewna, że ktoś musi być w środku. Niestety mijało coraz więcej
czasu, a nadal nikt nie otwierał. Juliette zapukała jeszcze raz i przybliżyła
ucho do drzwi. Tak, ktoś idzie! Szybko zrobiła krok do tyłu i uśmiechnęła się
szeroko, sądząc że zaraz zobaczy panią Irmę. Drzwi otworzył jakiś młody mężczyzna.
- W czym mogę pomóc? – zapytał niskim głosem.
- Dzień dobry, ja przyszłam do pani Irmy i…
- Jest zmęczona i odpoczywa, przyjdź jutro. – przerwał jej
nieznajomy.
- Conradzie, kto to? – dobiegł Juliette głos starszej
kobiety z wnętrza domu.
Serce Jul zabiło mocniej. Jak on się nazywa? Conrad? To
niemożliwe… Dziewczyna spojrzała na niego i nagle sobie coś uzmysłowiła. To ten
chłopak ze zdjęć! Przyjaciel jej mamy. Przyjaciel ojca Jacoba. Conrad to musi
być syn pani Irmy!
- Halo! Słyszysz? Możesz wejść. – powiedział głośniejszym
tonem.
Ta informacja ją zszokowała. Ciotce nic się nie pomyliło. Po
zadaniu jej pytania atmosfera się zmieniła, bo wspomniała imię syna pani Irmy,
o którym kobieta nigdy nic nie mówi. Dziewczyna usiadła na kanapie i spojrzała
na właścicielkę domu.
- Pewnie przyszłaś po pytania, co? – zapytała kobieta, a
Juliette lekko skinęła głową. – No widzisz. Nie zdążyłaś nawet dobrze wejść, a
odpowiedzi przyszły same. Conradzie, czy wiesz kto to jest? To córka Christie.
Jul spojrzała na mężczyznę i zachciało jej się śmiać.
Wyglądał jakby właśnie zobaczył ducha. Dziewczyna zaczęła zastanawiać się czy
ona wyglądała tak samo, gdy domyśliła się kim on jest.
- Christie? – zapytał zachrypniętym głosem. – Zawsze
chciałem Cię poznać.
- Conradzie, ona o niczym nie wie. Całe życie mieszkała w
Paryżu, ze swoimi rodzicami.
- Czyli nic o mnie nie wiesz? – zapytał, patrząc dziewczynie
w oczy.
- Nic. Ale wiem, ze się przyjaźniliście w trójkę. I na pewno
był pan kiedykolwiek chłopakiem mojej mamy. Domyślam się, że na krótki okres
przed jej wyjazdem. I właśnie teraz doszłam do wniosku, że wasza paczka mogła
rozpaść się właśnie z tego powodu.
- Wiesz o wiele więcej, niż chciała by tego Twoja matka. –
zaśmiała się pani Irma.
- Juliette, czy mogę iść z Tobą…
- Nie! – starsza kobieta wstała. Wyglądała jak nie ona.
- Mamo, wtedy mogłaś mi tego zabronić. Powiedziałaś żebym
nie jechał, nie pojechałem. Ale drugi raz nie popełnię tego samego błędu. Jestem
już dorosły i mogę zrobić co chcę.
- Ta kobieta…
- Mamo, wiem co ta kobieta zrobiła i ile przez nią
straciliśmy. Juliette, to jak?
Szli w ciszy, nikt nic nie mówił. Juliette czuła, że jeśli
nie wykorzysta tej szansy to już nigdy nie dowie się, co tak naprawdę się
stało. Miała mnóstwo pytań i coraz mniej czasu. Jednak nie mogła się przemóc. W
końcu odezwała się.
- Kim był dla Ciebie pan Marcel?
Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, ale po chwili
uśmiechnął się. Wyglądał, jakby przypomniał sobie właśnie coś miłego. Coś o
czym nie myślał już od dawna.
- Marcel? To był mój najlepszy przyjaciel. Znaliśmy się od dziecka.
Mogliśmy pogadać o wszystkim. Myślę, ze jeden wskoczyłby za drugim w ogień. To
była taka prawdziwa przyjaźń i sądziliśmy, że nic jej nie jest w stanie popsuć.
Moja mama zawsze nazywała nas papużkami nierozłączkami. Po kilku latach
przyjaźni jeden nie musiał nic mówić, żeby drugi wiedział o co chodzi. – Conrad
popatrzył na dziewczynę. – Ale jak to się mówi? Nic nie trwa wiecznie.
Juliette słuchała go w ciszy i na chwilę zapomniała o
wszystkim. Czy ona ma przyjaciółkę? Prawdziwą, nie taką w przenośni. Czy Doris
jest dla niej kimś tak bliskim jak dla pana Conrada ojciec Jacoba? Czy
zrozumiałaby to uczucie, które Jul czuła, gdy zobaczyła Emanuela? Jednak czy w
przyjaźni trzeba mówić sobie o każdej drobnostce?
- A co się stało, że przestaliście się przyjaźnić?
- To już pozostanie słodką tajemnicą pewnej paczki
przyjaciół.
- więc skoro nawet pan nie chce mi powiedzieć co się tak
naprawdę stało, to skąd mam się dowiedzieć prawdy? Skąd mam wiedzieć czemu moja
mama stąd wyjechała, Czemu ma zdjęcie pana Marcela w portfelu, chociaż nie mam
tam taty, czemu moja ciotka myślała, że mój tato ma na imię Conrad?
- Odpowiedz na każde z tych pytań jest bliżej Ciebie niż
myślisz. Kiedyś lubiłem węszyć, ale nigdy mi to nie wychodziło. Bo zawsze
szukałem zbyt daleko. A na końcu okazywało się, że pomijałem rzeczy, o których
już wiedziałem. Pomijałem osoby, które już znałem.
- Babciu, gdzie mama? Przyprowadziłam gościa.
Starsza kobieta wyszła z kuchni i popatrzyła na wnuczkę i
jej gościa. W pierwszej chwili nie zareagowała, ale gdy do niej dotarło na kogo
patrzy ręcznik, który trzymała, wypadł jej na podłogę. Kobieta podeszłą do
mężczyzny i przytuliła go.
- Conradzie, kupa lat. Co się z Toba działo? Nic się nie
zmieniłeś. Irma nic ni chciała mówić.
- Dzień dobry, pani również nic się nie zmieniła. Nawet ta
sama fryzura mimo tych 16 lat. Musiałem wyjechać, ułożyć sobie w głowie kilka
spraw.
- To CI zajęło dużo czasu. Chyba za dużo.
- Poznałem fantastyczną kobietę , która mi w tym pomogła.
- Więc czemu nie ma jej tu z Tobą?
- Umarła dwa tygodnie temu ze starości.
- Ze sta… Słucham? – pani Rose wyglądała na zszokowana tą
wiadomością.
- Gdy się poznaliśmy w parku na ławce miała 75 lat. Byłem
wtedy totalnie pijany. Zawiozła mnie do siebie. Długo rozmawialiśmy. Rozumiała
mnie jak nikt inny. Zaczęliśmy ze sobą spędzać mnóstwo czasu. Kochałem ją jak
własną matkę. Zresztą… Była dla mnie jak matka przez ten cały czas. Gdy
przyszedłem do niej tamtego dnia…
Jego historię przerwał dźwięk otwieranych drzwi.
Nastąpiła cisza.
Mama.
Blada jak kartka papieru.
Wystraszona.
Uśmiechnięta.
Zdziwiona.
Wzruszona.
Juliette nawet nie była pewna czy twarz jednej osoby może
wyrażać aż tyle uczuć na raz. Najwidoczniej tak.
- Conrad…? – najbanalniejsze pytanie na świecie.
- Christie.
I wtedy kobieta zrobiła coś, czego Juliette nie zapomni do
końca życia. Coś, czego nie robiła nigdy w stosunku do niej i do jej ojca.
Podbiegła do Conrada i przytuliła go, a po chwili najnormalniej w świecie się
rozpłakała.
- Tak bardzo tęskniłam… Tyle lat… Marcel… Zawsze myślałam,
że on umarł… Miałam takie wyrzuty sumienia… Chciałam, ale… Nie wiedziałam gdzie
jesteś…
Juliette patrzyła na to oniemiała. Nie potrafiła uwierzyć w
to, co widziała. Jej babcia najwidoczniej też, bo wyglądała na równie
zdziwioną. Jej mama właśnie okazywała uczucia.
- Ja również tęskniłem. – odpowiedział Conrad i najzwyczajniej
w świecie pocałował ją w głową, jakby byli nadal parą nastolatków.
Juliette siedziała w kuchni i patrzyła przez okno. Do
dzisiaj sądziła, że już nigdy nie zrozumie tej całej sytuacji. Jednak wszystko
zaczynało być coraz bardziej skomplikowane. Myślała, że Conrad nienawidzi jej
matki. W końcu to chyba ona rozwaliła jego przyjaźń. A on jakby nigdy nic
całuje ją w czoło, zabiera ją na spacer i idzie z nią za rękę. A co z Marcelem?
Co z jej ojcem? Co z nią?
- Babciu…
- Juliette, nie zadawaj mi pytań na temat tego, co
widziałyśmy. Sama tego nie rozumiem. I myślę, że najwyższy czas, żeby mama w
końcu Ci coś wyjaśniła.
- A co z tatom? Gdzie on jest?
- Dowiedział się w końcu o czymś, o czym powinien się
dowiedzieć już jakies 16 lat temu.
- Żartujesz, prawda? Oni się wtedy poznali. Czego mama mu
nie powiedziała? Przecież to wszystko nie ma sensu.
- Uwierz, ze to jest pozbawione sensu jeszcze bardziej niż
Ci się wydaje. I myślę, ze należy wykorzystać kwiaciarnię, aby dowiedzieć się co
nieco.
- Babciu, byłoby o wiele łatwiej…
- Jaki byłby sens w tym, że bym Ci powiedziała? Znienawidziłabyś
wszystkich oprócz mnie. A musisz zrozumieć, że w utrzymaniu tej tajemnicy brał
udział każdy, nawet ja.
Juliette leżała w łóżku od ponad godziny i starała się
zrozumieć cokolwiek z dzisiejszego dnia. Jednak wywnioskowała tylko tyle, że
czas na spotkanie z panem Marcelem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz