poniedziałek, 25 czerwca 2012

Rozdział XII


Dookoła panowała cisza. Juliette stała pod drzwiami pani Irmy i słyszała jedynie świergot ptaków. Przed furtką stał czyjś samochód, dlatego dziewczyna cierpliwie czekała. W innym przypadku poszłaby już dawno, jednak była pewna, że ktoś musi być w środku. Niestety mijało coraz więcej czasu, a nadal nikt nie otwierał. Juliette zapukała jeszcze raz i przybliżyła ucho do drzwi. Tak, ktoś idzie! Szybko zrobiła krok do tyłu i uśmiechnęła się szeroko, sądząc że zaraz zobaczy panią Irmę. Drzwi otworzył jakiś młody mężczyzna.
- W czym mogę pomóc? – zapytał niskim głosem.
- Dzień dobry, ja przyszłam do pani Irmy i…
- Jest zmęczona i odpoczywa, przyjdź jutro. – przerwał jej nieznajomy.
- Conradzie, kto to? – dobiegł Juliette głos starszej kobiety z wnętrza domu.
Serce Jul zabiło mocniej. Jak on się nazywa? Conrad? To niemożliwe… Dziewczyna spojrzała na niego i nagle sobie coś uzmysłowiła. To ten chłopak ze zdjęć! Przyjaciel jej mamy. Przyjaciel ojca Jacoba. Conrad to musi być syn pani Irmy!
- Halo! Słyszysz? Możesz wejść. – powiedział głośniejszym tonem.
Ta informacja ją zszokowała. Ciotce nic się nie pomyliło. Po zadaniu jej pytania atmosfera się zmieniła, bo wspomniała imię syna pani Irmy, o którym kobieta nigdy nic nie mówi. Dziewczyna usiadła na kanapie i spojrzała na właścicielkę domu.
- Pewnie przyszłaś po pytania, co? – zapytała kobieta, a Juliette lekko skinęła głową. – No widzisz. Nie zdążyłaś nawet dobrze wejść, a odpowiedzi przyszły same. Conradzie, czy wiesz kto to jest? To córka Christie.
Jul spojrzała na mężczyznę i zachciało jej się śmiać. Wyglądał jakby właśnie zobaczył ducha. Dziewczyna zaczęła zastanawiać się czy ona wyglądała tak samo, gdy domyśliła się kim on jest.
- Christie? – zapytał zachrypniętym głosem. – Zawsze chciałem Cię poznać.
- Conradzie, ona o niczym nie wie. Całe życie mieszkała w Paryżu, ze swoimi rodzicami.
- Czyli nic o mnie nie wiesz? – zapytał, patrząc dziewczynie w oczy.
- Nic. Ale wiem, ze się przyjaźniliście w trójkę. I na pewno był pan kiedykolwiek chłopakiem mojej mamy. Domyślam się, że na krótki okres przed jej wyjazdem. I właśnie teraz doszłam do wniosku, że wasza paczka mogła rozpaść się właśnie z tego powodu.
- Wiesz o wiele więcej, niż chciała by tego Twoja matka. – zaśmiała się pani Irma.
- Juliette, czy mogę iść z Tobą…
- Nie! – starsza kobieta wstała. Wyglądała jak nie ona.
- Mamo, wtedy mogłaś mi tego zabronić. Powiedziałaś żebym nie jechał, nie pojechałem. Ale drugi raz nie popełnię tego samego błędu. Jestem już dorosły i mogę zrobić co chcę.
- Ta kobieta…
- Mamo, wiem co ta kobieta zrobiła i ile przez nią straciliśmy. Juliette, to jak?

Szli w ciszy, nikt nic nie mówił. Juliette czuła, że jeśli nie wykorzysta tej szansy to już nigdy nie dowie się, co tak naprawdę się stało. Miała mnóstwo pytań i coraz mniej czasu. Jednak nie mogła się przemóc. W końcu odezwała się.
- Kim był dla Ciebie pan Marcel?
Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, ale po chwili uśmiechnął się. Wyglądał, jakby przypomniał sobie właśnie coś miłego. Coś o czym nie myślał już od dawna.
- Marcel? To był mój najlepszy przyjaciel. Znaliśmy się od dziecka. Mogliśmy pogadać o wszystkim. Myślę, ze jeden wskoczyłby za drugim w ogień. To była taka prawdziwa przyjaźń i sądziliśmy, że nic jej nie jest w stanie popsuć. Moja mama zawsze nazywała nas papużkami nierozłączkami. Po kilku latach przyjaźni jeden nie musiał nic mówić, żeby drugi wiedział o co chodzi. – Conrad popatrzył na dziewczynę. – Ale jak to się mówi? Nic nie trwa wiecznie.
Juliette słuchała go w ciszy i na chwilę zapomniała o wszystkim. Czy ona ma przyjaciółkę? Prawdziwą, nie taką w przenośni. Czy Doris jest dla niej kimś tak bliskim jak dla pana Conrada ojciec Jacoba? Czy zrozumiałaby to uczucie, które Jul czuła, gdy zobaczyła Emanuela? Jednak czy w przyjaźni trzeba mówić sobie o każdej drobnostce?
- A co się stało, że przestaliście się przyjaźnić?
- To już pozostanie słodką tajemnicą pewnej paczki przyjaciół.
- więc skoro nawet pan nie chce mi powiedzieć co się tak naprawdę stało, to skąd mam się dowiedzieć prawdy? Skąd mam wiedzieć czemu moja mama stąd wyjechała, Czemu ma zdjęcie pana Marcela w portfelu, chociaż nie mam tam taty, czemu moja ciotka myślała, że mój tato ma na imię Conrad?
- Odpowiedz na każde z tych pytań jest bliżej Ciebie niż myślisz. Kiedyś lubiłem węszyć, ale nigdy mi to nie wychodziło. Bo zawsze szukałem zbyt daleko. A na końcu okazywało się, że pomijałem rzeczy, o których już wiedziałem. Pomijałem osoby, które już znałem.

- Babciu, gdzie mama? Przyprowadziłam gościa.
Starsza kobieta wyszła z kuchni i popatrzyła na wnuczkę i jej gościa. W pierwszej chwili nie zareagowała, ale gdy do niej dotarło na kogo patrzy ręcznik, który trzymała, wypadł jej na podłogę. Kobieta podeszłą do mężczyzny i przytuliła go.
- Conradzie, kupa lat. Co się z Toba działo? Nic się nie zmieniłeś. Irma nic ni chciała mówić.
- Dzień dobry, pani również nic się nie zmieniła. Nawet ta sama fryzura mimo tych 16 lat. Musiałem wyjechać, ułożyć sobie w głowie kilka spraw.
- To CI zajęło dużo czasu. Chyba za dużo.
- Poznałem fantastyczną kobietę , która mi w tym pomogła.
- Więc czemu nie ma jej tu z Tobą?
- Umarła dwa tygodnie temu ze starości.
- Ze sta… Słucham? – pani Rose wyglądała na zszokowana tą wiadomością.
- Gdy się poznaliśmy w parku na ławce miała 75 lat. Byłem wtedy totalnie pijany. Zawiozła mnie do siebie. Długo rozmawialiśmy. Rozumiała mnie jak nikt inny. Zaczęliśmy ze sobą spędzać mnóstwo czasu. Kochałem ją jak własną matkę. Zresztą… Była dla mnie jak matka przez ten cały czas. Gdy przyszedłem do niej tamtego dnia…
Jego historię przerwał dźwięk otwieranych drzwi.
Nastąpiła cisza.
Mama.
Blada jak kartka papieru.
Wystraszona.
Uśmiechnięta.
Zdziwiona.
Wzruszona.
Juliette nawet nie była pewna czy twarz jednej osoby może wyrażać aż tyle uczuć na raz. Najwidoczniej tak.
- Conrad…? – najbanalniejsze pytanie na świecie.
- Christie.
I wtedy kobieta zrobiła coś, czego Juliette nie zapomni do końca życia. Coś, czego nie robiła nigdy w stosunku do niej i do jej ojca. Podbiegła do Conrada i przytuliła go, a po chwili najnormalniej w świecie się rozpłakała.
- Tak bardzo tęskniłam… Tyle lat… Marcel… Zawsze myślałam, że on umarł… Miałam takie wyrzuty sumienia… Chciałam, ale… Nie wiedziałam gdzie jesteś…
Juliette patrzyła na to oniemiała. Nie potrafiła uwierzyć w to, co widziała. Jej babcia najwidoczniej też, bo wyglądała na równie zdziwioną. Jej mama właśnie okazywała uczucia.
- Ja również tęskniłem. – odpowiedział Conrad i najzwyczajniej w świecie pocałował ją w głową, jakby byli nadal parą nastolatków.

Juliette siedziała w kuchni i patrzyła przez okno. Do dzisiaj sądziła, że już nigdy nie zrozumie tej całej sytuacji. Jednak wszystko zaczynało być coraz bardziej skomplikowane. Myślała, że Conrad nienawidzi jej matki. W końcu to chyba ona rozwaliła jego przyjaźń. A on jakby nigdy nic całuje ją w czoło, zabiera ją na spacer i idzie z nią za rękę. A co z Marcelem? Co z jej ojcem? Co z nią?
- Babciu…
- Juliette, nie zadawaj mi pytań na temat tego, co widziałyśmy. Sama tego nie rozumiem. I myślę, że najwyższy czas, żeby mama w końcu Ci coś wyjaśniła.
- A co z tatom? Gdzie on jest?
- Dowiedział się w końcu o czymś, o czym powinien się dowiedzieć już jakies 16 lat temu.
- Żartujesz, prawda? Oni się wtedy poznali. Czego mama mu nie powiedziała? Przecież to wszystko nie ma sensu.
- Uwierz, ze to jest pozbawione sensu jeszcze bardziej niż Ci się wydaje. I myślę, ze należy wykorzystać kwiaciarnię, aby dowiedzieć się co nieco.
- Babciu, byłoby o wiele łatwiej…
- Jaki byłby sens w tym, że bym Ci powiedziała? Znienawidziłabyś wszystkich oprócz mnie. A musisz zrozumieć, że w utrzymaniu tej tajemnicy brał udział każdy, nawet ja.

Juliette leżała w łóżku od ponad godziny i starała się zrozumieć cokolwiek z dzisiejszego dnia. Jednak wywnioskowała tylko tyle, że czas na spotkanie z panem Marcelem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz