niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział XIV


Piip.
Piip.
Piip.
- Słucham? – głos w słuchawce wydawał się bardzo niski, był lekko zachrypnięty. Juliette starała się odtworzyć sobie w głowie zdjęcie z portfela mamy. Stanowczo ten głos nie pasował do pana Marcela, ojca Jacoba.
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panem Marcelem? – zapytała niepewnie i odchrząknęła, zawsze to robiła gdy się denerwowała. Niestety robiła to nieświadomie i nie potrafiła tego zmienić, mimo że wiele osób już jej o tym wspominało.
- Tak, a o co chodzi? Z kim mam przyjemność? –odpowiedział zdziwiony głos po drugiej stronie słuchawki.
I nadeszła chwila prawdy. Oczywiście Juliette miała ułożony plan A i plan B, jednak miała nadzieję, że być może wystarczy plan C – pan Marcel nie spytałby wtedy kto dzwoni. Dziewczyna zacisnęła lewą pięść – w prawej trzymała telefon – i wzięła głęboki oddech. Czas zacząć przedstawienie.
- Jestem koleżanką Jacoba i bardzo zależy mi na tym, aby móc się z panem spotkać i wyjaśnić kilka spraw. Z pańskim synem ostatnio dzieje się coś złego, a ja niestety nie mam kogo o tym poinformować.
- Jak się nazywasz?
- Niestety, teraz nie mam czasu na dłuższe pogawędki. Czy mogłabym się przedstawić już jak się spotkamy? Pasuje panu dzisiaj godzina 16? – czuła, że coraz bardziej się poci.
- Dobrze, już dobrze. Będę na Ciebie czekał w kawiarni La Rue.


- Juliette… Ja już nie wytrzymam dłużej tej atmosfery między nami.
Dziewczyna przeniosła wzrok z gładkiej tafli wody na Bruna. Chłopak wyglądał jakby miał podjąć jakąś ważną decyzję, jednak nie był chyba pewny czy jest na to zdecydowany. Nerwowo przesypywał piasek z reki do ręki i unikał patrzenia na Jul.
- Ty nie wytrzymasz? Za każdym razem kiedy do Ciebie dzwonię to nie masz czasu. Nie bo Jacob, nie bo Doris, nie bo głowa, nie bo noga, nie bo lekarz, nie bo pogoda, nie bo to, nie bo tamto, nie bo siamto! Gdy dzwonię do Doris słyszę identyczne wymówki. A Jacob zapomniał o moim istnieniu już całkiem. Nawet nie wiesz ile się ostatnio u mnie dzieje. Nic. Zero zainteresowania. Chyba nawet nie wiesz, że byłam w Paryżu. Moi rodzice wzięli rozwód. Moja matka jest z Conradem i nigdy nie widziałam jej takiej szczęśliwej. Cornelia jednak była w ciąży i jej rodzice usunęli tą ciążę bez jej zgody. I już prawie rozwiązałam zagadkę mojej matki. A Ciebie nie ma przy mnie. Ciebie ani Doris. Mojego chłopaka ani mojej przyjaciółki. Dzięki wielkie! – Juliette wstała, a w oczach już miała łzy. – w dupie mam coś takiego! Uważacie, ze jesteście lepsi niż my, ludzie z Paryża. Gówno prawda! Jesteście identyczni. Udajecie, ze można na was polegać, a jak przyjdzie co do czego to znikacie. Cornelia czy Emanuel może i byli fałszywi, ale przynajmniej byli ze mną gdy miałam doła,  gdy coś było nie tak. A wy macie wielki problem ze spotkaniem się ze mną chociaż na 30 minut! Kiedy ostatni raz się widzieliśmy? Z półtora tygodnia temu? Chociaż mieszkamy od siebie 5 minut drogi i są wakacje!
Nastąpiła cisza. Bruno nadal na nią nie patrzył, a ona rzucała kamykami do wody. Nie było słychać nic innego tylko plusk wody i śpiew ptaków – czyli jak zawsze w tym miejscu. Dziewczyna miała ochotę udusić chłopaka w tej wodzie, wydłubać mu oczy, udusić go, pokroić na kawałki i nakarmić nim ryby. Jednak nigdy by się nie odważyła nawet go uderzyć. Darzyła go zbyt wielkim uczuciem. Niestety czuła, że to się zaraz zakończy. W tym samym miejscu gdzie się zaczęło. Bruno wstał i podszedł do  niej. Ujął jej twarz w swoje dłonie i uśmiechnął się. A potem pocałował ją. Pocałował ją tak, jak nikt jej jeszcze do tej pory nie całował.
- Wybaczysz mi?
Juliette skinęła głową i uśmiechnęła się.
- To Twoja ostatnia szansa. I proszę, nie spieprz tego. Zbyt wiele przeszłam ostatnio, nie chcę Cię stracić.  
- Dobrze. A więc może na dobry drugi początek byśmy spędzili cały dzień razem?
Juliette spojrzała na zegarek. Miała jeszcze 30 minut do spotkania. Mogła je odwołać, przestać grzebać w przeszłości matki, cieszyć się je szczęściem i zostać tutaj, z Brunem. Niestety, zaszła już zbyt daleko żeby zawrócić. Uśmiechnęła się delikatnie do swojego chłopaka i pocałowała go w policzek.
- Nie mogę. Jestem już na dzisiaj umówiona i już muszę się zbierać.
- A z kim? – zapytał i zrobił zazdrosną minę.
- Z ojcem Jacoba. – Juliette zaśmiała się i chciała przytulić Bruna, ale on odsunął się. Popatrzyła na niego. Już nie był tak wesoły jak jeszcze przed chwilą, był wściekły.
- Dasz sobie z tym w końcu spokój?!
- Nie. I wiesz co? To jest już tyko i wyłącznie moja sprawa co robie, kiedy robie i z kim robię.

 Dziewczyna zamówiła filiżankę herbaty i jabłecznik, usiadła przy stoliku w kącie restauracji i obserwowała ludzi. Nie czuła się załamana po stracie Bruna, to się musiało tak skończyć. Teraz już była pewna, że i on, i Doris znają od dawna tajemnicę jej matki. To dlatego przestali się z nią spotykać. Nie chcieli jej o niczym powiedzieć, ale nie chcieli również jej oszukiwać. Nawet nie była już na nich wściekła, właściwie to ich dobrze rozumiała. Tak było lepiej. Ona zaraz również się dowie o co chodzi. Tak się zamyśliła, że nawet nie usłyszała jak ktoś usiadł naprzeciwko niej.
- Dobrze to sobie obmyśliłaś, wiedziałaś że się nie spotkam z Tobą jeśli będę wiedział kim jesteś.
Juliette podniosła wzrok i uśmiechnęła się lekko. Zaraz wszystko się wyjaśni, wszystko. Czuła, że serce bije jej coraz mocniej. Była podekscytowana.
- Owszem. Zdawałam sobie z tego sprawę.
- Czego ode mnie wymagasz? Co mam Ci powiedzieć?
- Wszystko, czego nie chce mi powiedzieć moja mama. Jak to się między wami zaczęło, czemu się skończyło.
- No dobrze, masz prawo o tym wszystkim wiedzieć. Tylko nie rozumiem dlaczego to ja musze Ci opowiadać takie rzeczy. No ale cóż, twoja matka zawsze była stukniętą osobą. Poznaliśmy się w szkole, mieliśmy wtedy 14 lat. Zawsze dobrze się dogadywaliśmy. Mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów. Później zaprzyjaźniła się również z Conradem. Jeździliśmy razem na obozy, spędzaliśmy razem każdy dzień. Gdy byliśmy starsi narodziło się między nami uczucie. Conrad wtedy troszkę poszedł w odstawkę, jednak ja wiedziałem, że Christie nie jest mu obojętna. Po kilku miesiącach Christie przyznała się, że tęskni za nim. Były wakacje, wyjechałem z ojcem do Niemiec na miesiąc do pracy. Gdy wróciłem twoja matka oznajmiła mi, że jest w ciąży. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wziąłem ją na ręce i zacząłem się kręcić w kółko. – Juliette wstrzymała oddech. To nie może być prawda… To nie może być tak jak ona myśli… W jej oczach pojawiły się łzy. – I wtedy powiedziała, że nie wie czy to ze mną czy z Conradem. Tak bardzo ją kochałem… Postawiłem ją na nogi, wykrzyknąłem że jest dziwką i wybiegłem. Wsiadłem w samochód, ruszyłem jak najszybciej… I trafiłem w drzewo. Nie wiem co się potem działo, wiem tylko tyle, że cudem przeżyłem. Gdy odzyskałem przytomność Christie już wyjechała, Conrad również zniknął. Poznałem matkę Jacoba i takim oto sposobem zmarnowałem kolejne 16 lat swojego życia. Co jakiś czas jeździłem do Paryża z nadzieją, że was spotkam. Że pogadam z Twoją matką, że się czegoś dowiem. Moje uczucie do niej nie wygasło nigdy. Spotkałem was raz, na zakupach. I wtedy już byłem pewny, że jesteś moim dzieckiem. – Juliette zamknęła oczy. Miała ochotę kogoś zabić. – Niestety… Dolce & Gabbana czy Gucci to nie mój poziom. Nie chciałem wam namieszać w życiu. A potem wróciliście tutaj… I się namieszało. Gdy się dowiedziałem, że Conrad wrócił miałem ochotę pójść do niego i go zabić. Ale on przyszedł do mnie, wyjaśnił mi wszystko. I stwierdziłem, że czas schować wszelkie urazy do kieszeni i zacząć wreszcie żyć.
Juliette wytarła łzy. Nie mogła w to uwierzyć. Przez 16 lat nikt jej o tym nie powiedział, nikt jej nie poinformował że jej ojciec to nie jej ojciec. Że jej matka to zwykła szmata. Że jej prawdziwy ojciec jest kilkaset kilometrów od niej. Że ma przyrodniego brata. Że wcale nie musiała się marnować w Paryżu. I BRUNO JEJ O TYM NIE POWIEDZIAŁ! Wyciągnęła  portfelu pieniądze, położyła na stole i wstała.
- Dziękuję za rozmowę, tato. – pocałowała go w policzek i wybiegła  płaczem z pomieszczenia.

Zapłakana dziewczyna wbiegła do domu trzaskając drzwiami i weszła do salonu. Dobrze się składa. I Conrad, i mama i babcia byli w tym samym pomieszczeniu, wszyscy dziwnie smutni, jednak w tym momencie miała to gdzieś.
- JAK MOGLIŚCIE! PRZEZ TYLE LAT… SĄDZIŁAM ŻE MOGĘ CI UFAĆ… TY… TY…! PRZEZ CIEBIE PRAWIE ZGINĄŁ MÓJ BIOLOGICZNY OJCIEC, TERAZ ZOSTAWIŁAŚ KOLEJNEGO FACETA, MOJEGO NIEOBIOLOGICZNEGO OJCA! A TO WSZYSTKO PRZEZ NIEGO! – Juliette wyrzucała z siebie kolejne słowa nie zastanawiając się już nad niczym. – NIENAWIDZĘ WAS WSZYSTKICH! JUTRO WRACAM DO PARYŻA!
- Irma nie żyje. – zaszlochała pani Christie.

1 komentarz: