Piip.
Piip.
Piip.
- Słucham? – głos w słuchawce wydawał się bardzo niski, był
lekko zachrypnięty. Juliette starała się odtworzyć sobie w głowie zdjęcie z
portfela mamy. Stanowczo ten głos nie pasował do pana Marcela, ojca Jacoba.
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panem Marcelem? – zapytała
niepewnie i odchrząknęła, zawsze to robiła gdy się denerwowała. Niestety robiła
to nieświadomie i nie potrafiła tego zmienić, mimo że wiele osób już jej o tym
wspominało.
- Tak, a o co chodzi? Z kim mam przyjemność? –odpowiedział
zdziwiony głos po drugiej stronie słuchawki.
I nadeszła chwila prawdy. Oczywiście Juliette miała ułożony
plan A i plan B, jednak miała nadzieję, że być może wystarczy plan C – pan
Marcel nie spytałby wtedy kto dzwoni. Dziewczyna zacisnęła lewą pięść – w
prawej trzymała telefon – i wzięła głęboki oddech. Czas zacząć przedstawienie.
- Jestem koleżanką Jacoba i bardzo zależy mi na tym, aby móc
się z panem spotkać i wyjaśnić kilka spraw. Z pańskim synem ostatnio dzieje się
coś złego, a ja niestety nie mam kogo o tym poinformować.
- Jak się nazywasz?
- Niestety, teraz nie mam czasu na dłuższe pogawędki. Czy
mogłabym się przedstawić już jak się spotkamy? Pasuje panu dzisiaj godzina 16?
– czuła, że coraz bardziej się poci.
- Dobrze, już dobrze. Będę na Ciebie czekał w kawiarni La
Rue.
- Juliette… Ja już nie wytrzymam dłużej tej atmosfery między
nami.
Dziewczyna przeniosła wzrok z gładkiej tafli wody na Bruna.
Chłopak wyglądał jakby miał podjąć jakąś ważną decyzję, jednak nie był chyba
pewny czy jest na to zdecydowany. Nerwowo przesypywał piasek z reki do ręki i
unikał patrzenia na Jul.
- Ty nie wytrzymasz? Za każdym razem kiedy do Ciebie dzwonię
to nie masz czasu. Nie bo Jacob, nie bo Doris, nie bo głowa, nie bo noga, nie
bo lekarz, nie bo pogoda, nie bo to, nie bo tamto, nie bo siamto! Gdy dzwonię
do Doris słyszę identyczne wymówki. A Jacob zapomniał o moim istnieniu już
całkiem. Nawet nie wiesz ile się ostatnio u mnie dzieje. Nic. Zero
zainteresowania. Chyba nawet nie wiesz, że byłam w Paryżu. Moi rodzice wzięli
rozwód. Moja matka jest z Conradem i nigdy nie widziałam jej takiej
szczęśliwej. Cornelia jednak była w ciąży i jej rodzice usunęli tą ciążę bez
jej zgody. I już prawie rozwiązałam zagadkę mojej matki. A Ciebie nie ma przy
mnie. Ciebie ani Doris. Mojego chłopaka ani mojej przyjaciółki. Dzięki wielkie!
– Juliette wstała, a w oczach już miała łzy. – w dupie mam coś takiego!
Uważacie, ze jesteście lepsi niż my, ludzie z Paryża. Gówno prawda! Jesteście
identyczni. Udajecie, ze można na was polegać, a jak przyjdzie co do czego to
znikacie. Cornelia czy Emanuel może i byli fałszywi, ale przynajmniej byli ze
mną gdy miałam doła, gdy coś było nie
tak. A wy macie wielki problem ze spotkaniem się ze mną chociaż na 30 minut!
Kiedy ostatni raz się widzieliśmy? Z półtora tygodnia temu? Chociaż mieszkamy
od siebie 5 minut drogi i są wakacje!
Nastąpiła cisza. Bruno nadal na nią nie patrzył, a ona
rzucała kamykami do wody. Nie było słychać nic innego tylko plusk wody i śpiew
ptaków – czyli jak zawsze w tym miejscu. Dziewczyna miała ochotę udusić
chłopaka w tej wodzie, wydłubać mu oczy, udusić go, pokroić na kawałki i
nakarmić nim ryby. Jednak nigdy by się nie odważyła nawet go uderzyć. Darzyła
go zbyt wielkim uczuciem. Niestety czuła, że to się zaraz zakończy. W tym samym
miejscu gdzie się zaczęło. Bruno wstał i podszedł do niej. Ujął jej twarz w swoje dłonie i
uśmiechnął się. A potem pocałował ją. Pocałował ją tak, jak nikt jej jeszcze do
tej pory nie całował.
- Wybaczysz mi?
Juliette skinęła głową i uśmiechnęła się.
- To Twoja ostatnia szansa. I proszę, nie spieprz tego. Zbyt
wiele przeszłam ostatnio, nie chcę Cię stracić.
- Dobrze. A więc może na dobry drugi początek byśmy spędzili
cały dzień razem?
Juliette spojrzała na zegarek. Miała jeszcze 30 minut do
spotkania. Mogła je odwołać, przestać grzebać w przeszłości matki, cieszyć się
je szczęściem i zostać tutaj, z Brunem. Niestety, zaszła już zbyt daleko żeby
zawrócić. Uśmiechnęła się delikatnie do swojego chłopaka i pocałowała go w
policzek.
- Nie mogę. Jestem już na dzisiaj umówiona i już muszę się
zbierać.
- A z kim? – zapytał i zrobił zazdrosną minę.
- Z ojcem Jacoba. – Juliette zaśmiała się i chciała
przytulić Bruna, ale on odsunął się. Popatrzyła na niego. Już nie był tak
wesoły jak jeszcze przed chwilą, był wściekły.
- Dasz sobie z tym w końcu spokój?!
- Nie. I wiesz co? To jest już tyko i wyłącznie moja sprawa
co robie, kiedy robie i z kim robię.
Dziewczyna zamówiła
filiżankę herbaty i jabłecznik, usiadła przy stoliku w kącie restauracji i
obserwowała ludzi. Nie czuła się załamana po stracie Bruna, to się musiało tak
skończyć. Teraz już była pewna, że i on, i Doris znają od dawna tajemnicę jej
matki. To dlatego przestali się z nią spotykać. Nie chcieli jej o niczym powiedzieć,
ale nie chcieli również jej oszukiwać. Nawet nie była już na nich wściekła,
właściwie to ich dobrze rozumiała. Tak było lepiej. Ona zaraz również się dowie
o co chodzi. Tak się zamyśliła, że nawet nie usłyszała jak ktoś usiadł
naprzeciwko niej.
- Dobrze to sobie obmyśliłaś, wiedziałaś że się nie spotkam
z Tobą jeśli będę wiedział kim jesteś.
Juliette podniosła wzrok i uśmiechnęła się lekko. Zaraz
wszystko się wyjaśni, wszystko. Czuła, że serce bije jej coraz mocniej. Była
podekscytowana.
- Owszem. Zdawałam sobie z tego sprawę.
- Czego ode mnie wymagasz? Co mam Ci powiedzieć?
- Wszystko, czego nie chce mi powiedzieć moja mama. Jak to
się między wami zaczęło, czemu się skończyło.
- No dobrze, masz prawo o tym wszystkim wiedzieć. Tylko nie
rozumiem dlaczego to ja musze Ci opowiadać takie rzeczy. No ale cóż, twoja
matka zawsze była stukniętą osobą. Poznaliśmy się w szkole, mieliśmy wtedy 14 lat.
Zawsze dobrze się dogadywaliśmy. Mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów. Później
zaprzyjaźniła się również z Conradem. Jeździliśmy razem na obozy, spędzaliśmy
razem każdy dzień. Gdy byliśmy starsi narodziło się między nami uczucie. Conrad
wtedy troszkę poszedł w odstawkę, jednak ja wiedziałem, że Christie nie jest mu
obojętna. Po kilku miesiącach Christie przyznała się, że tęskni za nim. Były
wakacje, wyjechałem z ojcem do Niemiec na miesiąc do pracy. Gdy wróciłem twoja
matka oznajmiła mi, że jest w ciąży. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem
na ziemi. Wziąłem ją na ręce i zacząłem się kręcić w kółko. – Juliette wstrzymała
oddech. To nie może być prawda… To nie może być tak jak ona myśli… W jej oczach
pojawiły się łzy. – I wtedy powiedziała, że nie wie czy to ze mną czy z
Conradem. Tak bardzo ją kochałem… Postawiłem ją na nogi, wykrzyknąłem że jest
dziwką i wybiegłem. Wsiadłem w samochód, ruszyłem jak najszybciej… I trafiłem w
drzewo. Nie wiem co się potem działo, wiem tylko tyle, że cudem przeżyłem. Gdy
odzyskałem przytomność Christie już wyjechała, Conrad również zniknął. Poznałem
matkę Jacoba i takim oto sposobem zmarnowałem kolejne 16 lat swojego życia. Co
jakiś czas jeździłem do Paryża z nadzieją, że was spotkam. Że pogadam z Twoją
matką, że się czegoś dowiem. Moje uczucie do niej nie wygasło nigdy. Spotkałem
was raz, na zakupach. I wtedy już byłem pewny, że jesteś moim dzieckiem. –
Juliette zamknęła oczy. Miała ochotę kogoś zabić. – Niestety… Dolce & Gabbana
czy Gucci to nie mój poziom. Nie chciałem wam namieszać w życiu. A potem
wróciliście tutaj… I się namieszało. Gdy się dowiedziałem, że Conrad wrócił
miałem ochotę pójść do niego i go zabić. Ale on przyszedł do mnie, wyjaśnił mi
wszystko. I stwierdziłem, że czas schować wszelkie urazy do kieszeni i zacząć
wreszcie żyć.
Juliette wytarła łzy. Nie mogła w to uwierzyć. Przez 16 lat
nikt jej o tym nie powiedział, nikt jej nie poinformował że jej ojciec to nie
jej ojciec. Że jej matka to zwykła szmata. Że jej prawdziwy ojciec jest
kilkaset kilometrów od niej. Że ma przyrodniego brata. Że wcale nie musiała się
marnować w Paryżu. I BRUNO JEJ O TYM NIE POWIEDZIAŁ! Wyciągnęła portfelu pieniądze, położyła na stole i
wstała.
- Dziękuję za rozmowę, tato. – pocałowała go w policzek i
wybiegła płaczem z pomieszczenia.
Zapłakana dziewczyna wbiegła do domu trzaskając drzwiami i
weszła do salonu. Dobrze się składa. I Conrad, i mama i babcia byli w tym samym
pomieszczeniu, wszyscy dziwnie smutni, jednak w tym momencie miała to gdzieś.
- JAK MOGLIŚCIE! PRZEZ TYLE LAT… SĄDZIŁAM ŻE MOGĘ CI UFAĆ…
TY… TY…! PRZEZ CIEBIE PRAWIE ZGINĄŁ MÓJ BIOLOGICZNY OJCIEC, TERAZ ZOSTAWIŁAŚ
KOLEJNEGO FACETA, MOJEGO NIEOBIOLOGICZNEGO OJCA! A TO WSZYSTKO PRZEZ NIEGO! –
Juliette wyrzucała z siebie kolejne słowa nie zastanawiając się już nad niczym.
– NIENAWIDZĘ WAS WSZYSTKICH! JUTRO WRACAM DO PARYŻA!
- Irma nie żyje. – zaszlochała pani Christie.
<3 <3
OdpowiedzUsuń